„Cherry: Niewinność utracona” to przekonujący dramat braci Anthony'ego i Joe Russo. Widzowie przyzwyczajeni do komercyjnych produkcji Uniwersum Marvela oczekują zapewne czegoś innego. Nic więc dziwnego, że film nie spodobał się ogromnej liczbie krytyków i widzów, choć przyznano, że to całkiem niezła próba odzwierciedlenia piekła wojny i konsekwencji z nią związanych. Z kolei ci, którzy spodziewali się typowego filmu o wojnie, również się zawiedli. Fani autobiograficznej powieści Nico Walkera, zachwyceni książką, także nie odnaleźli w produkcji braci Russo hipnotyzująco-mrocznej podróży przez wojnę, napędzanej narkotykami i zbrodniami. Mnie jednak ta adaptacja urzekła w stu procentach.
W roli głównej zobaczymy Toma Hollanda, grającego przeciętnego, zagubionego chłopaka z Ohio, spędzającego wolne chwile z kolegami. Ma dziewczynę, która traktuje go jak nieudacznika i zresztą Cherry (Tom Holland) dobrze o tym wie. Film jest wizją opowiedzianej przez Nico Walkera historii życia, w głównej mierze traktuje o pracy w wojsku i zespole stresu pourazowego (PTSD).
Autorzy „Avengers: Koniec gry” przybliżają oblicze wojny w Iraku i Afganistanie, pokazują niezmierzoną liczbę ofiar zamachów, uwidaczniają cały bagaż emocjonalny, jaki noszą ze sobą weterani wojenni po powrocie do domu.
Tytułowy Cherry poznaje Emily (Ciara Bravo). Dziewczyna szybko zdobywa serce chłopaka, ubarwiając mu puste, nic nieznaczące dni, upływające na zajęciach w college’u i mało rozwojowej pracy, która do niczego nie prowadzi. Wkrótce chłopak decyduje się wstąpić do armii i tak staje się medykiem wojskowym. Przeżywa trudne chwile, a po powrocie do Stanów Zjednoczonych nie jest lepiej. Cierpi na PTSD, co w krótkim czasie prowadzi do narkomanii, a ta do innych przestępstw.
Jest to emocjonująca opowieść, pokazująca jak trudne staje się życie po wojnie, po traumie, która dotyka prawie każdego. Tylko nieliczni są w stanie poradzić sobie na własną rękę. Film, w odróżnieniu od innych produkcji, nie skupia się na bohaterstwie weteranów wojennych. Pokazuje raczej, że każdy, najbardziej przeciętny człowiek na świecie może się znaleźć na wojnie. Z tego powodu przedstawiona historia staje się jeszcze bliższa. Wielu ochotników długo nie zdaje sobie sprawy, na co się decydują wybierając wojnę. Liczą na awans, zarobek, lepsze życie, uznanie po powrocie do kraju i mundur z odznaczeniami – tymczasem Ameryka nie oferuje nic. Weterani nie otrzymują najmniejszej pomocy, wracają i zastają to, od czego uciekli. Nie mogą liczyć nawet na przyzwoitą pomoc lekarza.
Nie bez powodu w filmie widzimy pojawiające się nazwy – żartobliwe „Shitty Bank” czy „Dr. Whomever”. Autorzy w prosty sposób pokazują, że wszystko jest bliżej nieokreślone, nie ma znaczenia. Co za różnica jak ma na imię doktor, którego podejście i tak pozostawia wiele do życzenia. Obojętność lekarza wpędza chłopaka w jeszcze większy nałóg, a wizyta staje się przyzwoleniem na rozwój skłonności do zachowań amoralnych.
Film dawkuje świetną grę Toma Hollanda, który jest intrygujący i przyciągający. W dużej mierze opowiada o zbrodni i karze, która staje się nieuniknionym następstwem złego zachowania. Produkcja braci Russo zawiera w sobie też świetną muzykę – Van Morrison, Grand Funk Railroad, Electric Scarlet czy Henry Jackman to tylko niektórzy artyści, których muzyka znalazła się w soundtracku do filmu.
Obraz wart jest uwagi, nie jest idealny, ale na pewno nie jest też pozbawiony znaczenia czy materii. Tom Holland i Ciara Bravo tworzą wyjątkowy duet, a bracia Russo udowadniają, że są twórcami wielowymiarowymi, nieukierunkowanymi jedynie na komercyjne produkcje.