Nowy film Zacka Snydera powstał na podstawie kultowego komiksu A. Moora i D.Gibbonsa, traktowanego jako "rozliczenie" z erą komiksowych superbohaterów, panującą w USA od lat 30. XX wieku.
Batman, Spiderman, Superman oraz cała „Superliga Amerykańskich Bohaterów Bez Skazy” walczących ze złem. Takimi właśnie spodziewamy się także ujrzeć Strażników. Jednak zamiast brawurowo rozprawiających się ze złem, prawych i nieskazitelnych bohaterów mamy: brutalnego, zdeprawowanego i cynicznego Komedianta. Uzależnioną od alkoholu Jedwabną Zjawę, a raczej gorzkie wspomnienie tego, kim kiedyś była. Rorschacha, socjopatę, który jednak bezkompromisowo stoi na straży sprawiedliwości, widząc świat jedynie w czarno-białych barwach. Zamkniętego w czterech ścianach własnego domu Puchacza, czy dr. Manhattana, który używając swojej nadprzyrodzonej mocy chce pomagać ludziom, z którymi łączą go już tylko ziemska kochanka i odległe wspomnienia.
Zanim ci bohaterowie zmierzą się z problemami zimnej wojny i świata zagrożonego nuklearną zagładą, przyjdzie im uporać się z własnymi problemami, przeszłością rzucającą cień na ich „bohaterskie” wizerunki, oraz rozwiązać zagadkę brutalnego morderstwa Komedianta. W takiej sytuacji niezbędne okaże się ponowne połączenie sił. Czy jednak wszyscy będą w stanie się tego podjąć? I czy każdy z bohaterów ma tę samą wizję sprawiedliwości oraz tego, co jest dobre dla świata? Jak wiele będą w stanie ofiarować dla ocalenia ludzkości, zwłaszcza gdy okaże się, że bohaterstwo to nie tylko poświęcanie samego siebie…
Muszę przyznać, że film pozytywnie mnie zaskoczył. Nie znając wcześniej historii komiksu „Strażnicy”, spodziewałam się zaledwie lekkiej, łatwej i przyjemnej w odbiorze rozrywki. Jednak w świecie naszych „bohaterów”, stojącym w obliczu zagłady nuklearnej, nic nie jest jednoznaczne i proste, nie mówiąc już o „łatwym i przyjemnym”. Ten świat przybiera różne odcienie szarości, uciekając od jednoznacznego podziału na czarne i białe, dobre i złe. Cienie padają nawet na tych, którzy mieli stać na straży porządku i ładu. Nadaje to postaciom pewnego brutalnego realizmu, jako że „skrzywienia” bohaterów wynikają najczęściej z chęci pomagania innym. Okazuje się bowiem, że nawet chcąc osiągnąć szczytne cele nie da się uniknąć pobrudzenia sobie rąk, nierzadko krwią innych. Być może więc siła superbohaterów nie wynika z nadprzyrodzonych mocy, ale z umiejętności radzenia sobie ze skutkami decyzji, jakie podejmują w imieniu i dla dobra ludzkości?
Uprzedzam na koniec, że film momentami może wydawać się przydługi. Wrażenie to potęguje dość duża liczba scen, zwłaszcza walk, w zwolnionym tempie (jednak ci, którzy chcieliby zobaczyć Jedwabną Zjawę w akcji i lateksowym kostiumie, nie powinni akurat na to narzekać).