Grupa szorstkich w obyciu facetów oraz kobieta, lubiąca ćpać po godzinach pracy to jądro elitarnego oddziału, którego głównym zadaniem jest walka z przemysłem narkotykowym. Na ich czele stoi John Wharton (Arnold Schwarzenegger), który troszkę jak przejęty swą rolą, wymagający ojciec – wie kiedy zmobilizować, a kiedy skarcić swoich podopiecznych. Tak niesfornej ekipie udaje się pojmać ważną personę kartelu narkotykowego. Fetowanie sukcesu nie trwa jednak długo bo uczestnicy zaczynają, osoba po osobie umierać w wyniku tajemniczych morderstw.
Badania naukowe dowodzę, że po 25 roku życia poziom testosteronu w organizmie mężczyzny z roku na rok maleje. W Sabotażu Davida Ayera postępująca andropauza, nie dotyka fizycznie aktorów lecz filmu, który wykreowany jest na przedstawienie pełne groźnych min, gorzkich przekleństw i brutalnych scen. Ich ilość oraz intensywność jest tak wielka, że z dużą łatwością udaje się na krótki czas zatuszować fabularną niemoc, którą odczuwa się z czasem kiedy wszystkie wulgaryzmy, również te wizualne, się zwyczajnie znudzą. Granie powierzchownością to główny argument obrazu – przesadzone dialogi i spłycona część niektórych charakterów nie współgra z poważnym zagrożeniem, zbierającym kolejne żniwa. Reżyser próbuje rozwarstwić niektóre elementy fabuły dodając wątki poboczne – rozbijające się przez nałóg małżeństwo, czy śledztwo prowadzone przez agentkę Caroline Brentwood (Olivia Williams). Te motywy – o dziwo – są bardziej szczere i ratują całość przed fabularnym niebytem. Zaskakujące się również niektóre kreacje – zgolony na łyso, temperamentny Sam Worthington czy Mireille Enos, grająca energiczną Lizzy; może ich role nie są wielce ambitne, jednak należy docenić fakt, jak łatwo poradzili sobie wchodząc w mundury agresywnych glin z problemami. Logiem tego filmu jest Schwarzenegger, którego jak widać męska i aktorska andropauza omija szerokim łukiem. Pal licho, że ma ten sam zestaw min i tekstów jakim operuje w innych wcześniejszych produkcjach. Obecność tego aktora się po prostu nie nudzi, dlatego również tutaj konfrontując za i przeciw, jego rola wprowadza trochę sentymentalnego ciepła i ironii do reszty przedstawienia.
„Sabotaż” Davida Ayera wpisuje się w modę na produkcje pełne testosteronu, agresji i gołych cycków. Ilość obrotów, które wykonują kobiety z klubu go go na rurce jest wprost proporcjonalna do ilości przekleństw i wulgaryzmów głównych bohaterów. Tanie szokowanie nie jest już siecią na łatwego widza. Nawet jeśli na wędce dynda przynęta w postaci znanych nazwisk. „Sabotaż” należy traktować jako odpoczynek, po poprzednich bardzo udanych produkcjach autora – Bogowie ulicy, Królowie ulicy. Jest to zarazem niezobowiązująca sjesta, po której w pamięci pozostaną niektóre bezsensowe teksty i ewentualnie – kilka egzotycznych kreacji aktorskich. Na płycie oprócz filmu, jest jego zwiastun oraz parę innych zapowiedzi.
Recenzja
powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.