Choć globalne ocieplenie powoduje coraz szybsze topnienie lodowców, zimnolubne pingwiny zdają się tym zupełnie nie przejmować. Ostatnio te sympatyczne nieloty stały się pupilkami amerykańskich filmowców. I to wcale nie tych od dokumentów przyrodniczych.
W kolorowych animacjach dla dzieci pingwiny dawno porzuciły nudne łowienie ryb i wysiadywanie jaj. Stepowanie i surfowanie też już im nie wystarcza. Tym razem, za sprawą ekranizacji książki dla najmłodszych autorstwa Richarda i Florence Atwaterów, dziobaci mieszkańcy Antarktyki zamieszkają w luksusowym apartamentowcu w samym centrum Nowego Jorku. Dla nich to kolejny sukces. Dla Jima Carreya, kolejna porażka.
Pan Popper to świetnie zarabiający, nowojorski biznesman zajmujący się handlem nieruchomościami. Ma własny apartament na Manhattanie, czarną limuzynę i seksowną sekretarkę. W pełni poświęca się karierze zawodowej, bo w życiu prywatnym nie wiedzie mu się najlepiej. Jego kontakty z byłą żoną i trójką dzieci ograniczają się do minimum. Wszystko zmieni się za sprawą testamentu spisanego przez jego ojca. Pan Popper otrzymuje tajemniczą przesyłkę z Antarktyki. Jedyną rzeczą, jaką odziedziczył po rzadko widywanym rodzicu, okazuje się pingwin. Co gorsza, na skutek nieporozumienia, do sympatycznego nielota dołącza niebawem kolejna piątka pingwinów. Jak łatwo się domyślić, bezkompromisowe zwierzęta diametralnie odmienią dotychczasowe życie pana Poppera. Uczą go miłości, cierpliwości i pokory. Dzięki nim pochłonięty do reszty pracą człowiek sukcesu przypomina sobie, co naprawdę jest w życiu ważne.
W postać pana Poppera wcielił się Jim Carrey. Kanadyjski komik zadebiutował na srebrnym ekranie 27 lat temu. O tym, że kocha zwierzęta, mogliśmy się przekonać w filmach o przygodach psiego detektywa Ace’a Ventury. W filmie o przygodach pana Poppera zobaczymy, że od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Znowu jest Carrey, znowu są zwierzęta. Aktor zaprezentuje te same komiczne miny, podobne nadpobudliwe ruchy i luzackie podejście do życia. Tyle tylko, że to zupełnie inny film. Scenariusz wyraźnie nie daje komikowi szansy do pełnego popisania się swoim kunsztem, więc Carrey za wszelką cenę stara się dać coś od siebie tam, gdzie jest to akurat niekoniecznie potrzebne.
Poziom poczucia humoru scenarzystów pozostawia wiele do życzenia. Najśmieszniejszymi momentami w filmie wydają się być sceny, w których pingwiny, w mniej lub bardziej odpowiednich do tego okolicznościach, opróżniają swój żołądek. Rola Jima Carreya, jednego z najlepiej rozpoznawalnych komików na świecie, ogranicza się w zasadzie do trzymania ich nad muszlą klozetową. Gra aktorska Carreya wyraźnie kontrastuje z prymitywnym humorem zawartym w scenach, w których bierze udział. Najmłodszego widza tego typu rzeczy na pewno rozbawią, ale u nieco starszego wywołają jedynie zażenowanie.
Za wadę filmu można uznać jego sztuczność. Zachowanie głównego bohatera jest bardzo trudne do zrozumienia i mało przekonujące. Ze świecą trzeba by szukać człowieka, który dla kilku niespodziewanie odziedziczonych pingwinów urządziłby lodowisko na środku dużego pokoju w swym ekskluzywnym apartamencie na Manhattanie. Nagła przemiana wewnętrzna pana Poppera także wydaje się nieco naciągana. Aby zobaczyć wyklucie się małego pingwinka, rzuca on świetnie płatną pracę, za którą inni sprzedaliby własną matkę. Sztuczne są też pingwiny, a raczej bywają sztuczne. W filmie występują prawdziwe zwierzęta, ale w bardziej „kaskaderskich” momentach zastępują je ich cyfrowe odpowiedniki. Dla dorosłego widza to pewnie normalne, ale dziecko może mieć trudności z wychwyceniem tej manipulacji.
Za dobrą monetę na pewno należy wziąć przesłanie płynące z filmu. Pan Popper stara się nas nauczyć, że miłość ważniejsza jest od pieniędzy, a poświęcenie od egoizmu. Bohater sam staje przed ciężkim wyborem pomiędzy pracą, pieniędzmi i wygodnym życiem a rodziną, oddaniem i wiernością. Obraz stara się przekonać, że nawet w samym sercu bezwzględnego kapitalizmu znajdzie się miejsce dla wielkoduszności i szczerych emocji.
Dorosły widz może sobie z lekkim sercem odpuścić zobaczenie nowej kreacji Jima Carreya. W filmie raczej nic go nie rozśmieszy. Dzieci też raczej nie warto zabierać, bo piękny morał płynący z obrazu popsuty został prymitywnym, niesmacznym humorem. Zamiast na wewnętrznych przemianach pana Poppera młody widz skupi się raczej na pingwinich odchodach lądujących na jego twarzy. Niebawem do kin trafi nowy „Kubuś Puchatek”. W Stumilowym Lesie żaden pingwin nie mieszka, a miś, choć może przesadza z konsumpcją miodu, to na szczęście mało wydala.