Według zapewnień dystrybutora jest to „iskrząca humorem komedia sensacyjna z wartką akcją i błyskotliwą intrygą”. Jednak już po pierwszych dwudziestu minutach projekcji wiedziałem, że będzie to dość nudny film z topornym humorem, żółwią akcją i nijakimi dialogami.
Największym sukcesem reżysera-debiutanta, Michała Rogalskiego jest to, że zgromadził
doborową obsadę, prawie same legendy polskiego kina. Ale co z tego skoro twórca
„Ostatniej akcji” nie potrafił tego atutu wykorzystać! Czyżby Rogalski sądził, że samo
pojawienie się Jana Machulskiego (Małolata) czy Wojciecha Siemiona (Alowca) na ekranie wystarczy, a to co powiedzą i jak zagrają ma już mniejsze znaczenie? Scenariusz jest przegadany, partie dialogowe w większości nieśmieszne, a kreacje aktorskie bezbarwne. Chociaż pomysł „wyjściowy” był nawet interesujący. Małolat namawia swoich dawnych towarzyszy broni z AK do rozprawienia się z miejscową bandą, która pobiła dotkliwie jego wnuczka. Jednak akcja zmierzająca do szczęśliwego finału toczy się gdzieś „obok”, ponieważ reżyser postanowił naszpikować swój film licznymi cytatami z historii polskiej kinematografii. Dlatego Machulski stara się na siłę grać Kwintą, a Marian Kociniak (Kotek) stylizuje się na Franka Dolasa. Barbarze Krafftównie (Godze), wprawdzie, przypadło w udziale naśladowanie Honoraty, ale czyni to z takim wdziękiem, że owo „kopiowanie” można jej wybaczyć. Bez wątpienia najlepiej aktorsko wypadł Piotr Fronczewski (Mecenas Szaro) w roli ekscentrycznego bossa, mimo że jego kreacja przypomina za bardzo tę z „Superprodukcji”.
Bardzo ryzykownym reżyserskim posunięciem było wprowadzenie wątku kryminalno-sensacyjnego (wzorowanego na „Vincim”), a scena w której kombatanci wykopują w ogrodzie Gogi powstańczą broń, wywołała konsternację wśród widzów. Na szczęście ex-akowcy użyli jej tylko w celu zastraszenia bandytów. W „Ostatniej akcji” rażą najbardziej dialogi skoncentrowane na starości, niedołęstwie, sklerozie czy historycznych zaszłościach. Powtarzane w kółko nudzą i nic nie wnoszą do rozwoju akcji. Nie spodobało mi się również nadmierne wyidealizowanie seniorów i ukazanie młodych ludzi lub nieco starszych (np. Tomasza Zubera) w negatywnym świetle. W tym filmie tylko nestorzy są odważni, zaradni, przedsiębiorczy, niezłomni, prawi, a reszta bohaterów nie radzi sobie z rzeczywistością, jest zagubiona albo głupia tak, jak podwładni mecenasa Szaro.
Jednak mimo swoich wad „Ostatnia akcja” zawiera bardzo czytelne przesłanie. Tym filmem Rogalski złożył hołd całemu powstańczemu pokoleniu. W ostatnią scenę, w której oddział staruszków-kombatantów dziarskim krokiem wraca z pogrzebu swojego kompana, jest wpisana nadzieja, że weterani walk o wolność będą potrzebni społeczeństwu do końca swoich dni. „Pomniki buduje się czynami”- tę prawdę powtarzają bohaterowie w filmie kilkakrotnie i trudno się z nią nie zgodzić.