Zbliża się Dzień Dziecka, a do kin wchodzi kolejna kreskówka. Uwaga! Jeśli posiadasz dziecko, które ma powyżej 8 lat, to lepiej zabrać je na Robin Hooda.
Głównym bohaterem filmu jest Bogdan, młody robaczek, który wkracza w dorosłe życie. Poznajemy go w momencie, gdy ten ma rozpocząć swoją pierwszą pracę. Przed Bogdanem staje nie lada wyzwanie. Wymagająca matka, sprostanie jej oczekiwaniom, a przede wszystkim fakt, że plany matki co do przyszłości Bogdana nie końca pokrywają się z jego pomysłami na przyszłość sprawiają, że życie głównego bohatera mocno się komplikuje. Co najważniejsze, Bogdan decyduje się jednak realizować swoje marzenia oraz porzucić krawat i papierkową robotę na rzecz DISCO. Bogdanowi w jego drodze do kariery towarzyszą przyjaciele. Najlepszym z nich jest trochę głupszy od Bogdana robaczek, oczywiście „przy kości”, którego marzeniem i jak się zdaje szczytem możliwości jest zostanie kierownikiem pododziału w firmie, w której robaczki pracują. Jest też miłość do niezwracającej uwagi na Bogdana Gochy oraz ojciec dżdżownicy, który jest klasycznym pantoflarzem zdominowanym przez tyrana, a nie kobietę.
Historia jest prosta i pouczająca, jak na bajkę przystało, jednak humoru w niej jak na lekarstwo, a stereotypów pełno. Miałam przyjemność oglądać ten film w sali, w której średnia wieku widzów wynosiła 8 lat. Reakcja jednak tychże dzieci była raczej powściągliwa, nie okazywały one ani przesadnego zachwytu, ani rozczarowania. Co jak na tak wymagającego widza to chyba dużo, więc nie jest źle. Tylko jedno dziecko rozpłakało się tak, że trzeba było je wyprowadzić z sali, ale to chyba nie pod wpływem filmu. Nie można jednak nazwać „Disco robaczków” kreskówką dla dzieci i dorosłych. Pomimo tego, że twórcy starają się jak mogą i puszczają oczko do tych starszych poprzez mało wyrafinowane żarty w stylu „do lawry przędzy” czy nazwanie jednego z bohaterów Nerwalem, to wydaje mi się, a właściwie jestem pewna, że film ten nie powtórzy sukcesu pierwszej części „Shreka”. Ciekawy jest fakt, że jest to produkcja duńsko-niemiecka, a nie hollywoodzka. Niestety w tym zestawieniu Europa-USA wypadamy słabo. „Disco robaczki” są oszczędne pod względem wizualnym, więc ciężko nimi nacieszyć oko. Jest za to coś dla ucha. W trakcie filmu pojawiają się takie przeboje takie jak: „I will survive” czy „Yes, Sir I can Booggie” w polskiej wersji językowej. Jeśli już mowa o dubbingu, to trzeba wytłumaczyć pewne nieporozumienie. Film na wszystkich plakatach, w spotach telewizyjnych jest reklamowany takimi nazwiskami jak: Zbigniew Wodecki, Tomasz Karolak, Anna Mucha i Agnieszka Chylińska. Nieporozumienie polega na tym, że Chylińska wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie wciela się w postać jednej z głównych bohaterek, ale śpiewa pół piosenki, a Mucha wypowiada może 3 zdania… W polskim tłumaczeniu widoczna jest także niekonsekwencja. Pseudonim głownego bohatera, który w oryginale brzmi Sunshine Barry raz jest tłumaczony jako Wirujący Bogdan, a raz Przeciwsłoneczny. Ach, no i najważniejsze - podczas napisów końcowych dzieci podrygiwaly i pląsały w fotelach!