Jerzy Stuhr zapytany kiedyś przez jednego z dziennikarzy, czy trudno rozbawić widza, odparł „Znacznie gorzej jest go rozbawić, doprowadzić do łez i ponownie rozbawić. To jest wspaniałe”. Takim właśnie filmem jest „Chce się żyć”, który jest najbardziej optymistycznym i wzruszającym obrazem polskiej kinematografii ostatnich lat. Co więcej, gdyby Dawid Ogrodnik zagrał Mateusza w amerykańskiej produkcji, to prawdopodobnie na przyszłorocznej gali Oscarowej odbierałby statuetkę za najlepszą kreacje męską.
Kiedy Mateusz (Dawid Ogrodnik) przyszedł na świat, lekarze wydali na niego wyrok, uznając go za „roślinę”. Jednak rodzice chłopca (Arkadiusz Jakubik i Dorota Kolak) nigdy nie pogodzili się z tą diagnozą, wierząc, że mimo problemów z komunikacją, ich syn jest w pełni sprawny intelektualnie. Mateusz dorasta otoczony troską i miłością, zyskując wiernego przyjaciela - mieszkającą w sąsiedztwie Ankę (Anna Karczmarczyk). Jednak los sprawia, że musi rozłączyć się z rodziną i trafia do specjalistycznego ośrodka. Z dala od bliskich podejmuje trudną walkę o godność i prawo do normalnego życia. Sytuacja Mateusza zmieni się, kiedy do placówki trafi młoda wolontariuszka (Katarzyna Zawadzka), a on sam przyciągnie uwagę lekarki (Anna Nehrebecka), która pracuje nad eksperymentalnymi metodami leczenia.
Jednym z głównych problemów polskiego kina jest brak umiejętności opowiadania optymistycznych historii. Uwielbiamy natomiast skarżyć się na trudny los, narzekać na polityków i przedstawiać depresyjne opowieści, bawić się przy Disco Polo i oglądać komedie dla intelektualnych troglodytów. Wszystkie te cechy znajdują swoje odwzorowanie w polskiej kinematografii, wielokrotnie szarej, przygnębiającej i mało zabawnej. „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy wyróżnia się na tle polskich produkcji. To zdecydowanie najciekawszy, najbardziej urzekający i niezwykły obraz tej przygnębiającej jesieni.
Główną zaletą filmu Pieprzycy jest doskonały scenariusz inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Polski reżyser podążając utartymi śladami zagranicznych filmowców wykorzystuje w swoim obrazie historie żyjącego bohatera. Ukazuje w swojej produkcji niepowtarzalne losy Mateusza, uznanego przez bliskich i lekarzy za całkowicie upośledzonego. Reżyser umiejętnie buduje nasze zainteresowanie głównym bohaterem. Obserwujemy kolejne etapy dorastania Mateusza. Jego walkę z ograniczeniami i ułomnością oraz postacie wywierające wpływ na jego życia. Pieprzyca sprawnie manipuluje nastrojem widzów, przeprowadzając ich poprzez kolejne etapy kinematograficznego katharsis. Reżyser doprowadza obserwatora na przemian do płaczu, uśmiechu przez łzy, by ponownie z całą siłą uderzyć w przygnębiające tony. To wszystko sprawia, że niemal przez cały seans z zainteresowaniem wyczekujemy dalszych losów Mateusza, postaci równie tragicznej, co odważnej i wielowymiarowej. Twórca w wyrafinowany sposób manipuluje uczuciami widzów, wciąga ich w świat Mateusza, motywuje do interpretacji jego zachowań i zadumy nad jego skomplikowanym losem. Pieprzyca z polotem potęguje odczucia widzów przyglądając się światu oczami bohatera. Ten prosty zabieg zastosowany wcześniej w „Motylu i Skafandrze” dodaje „Chce się żyć” dodatkowego kolorytu i pozwala nabrać produkcji niezwykłej realistyczności. Warto dodać, że reżyser sukcesywnie administruje tempem i klimatem produkcji. Przedstawienie zbyt wielu elementów optymistycznych lub depresyjnych spowodowałoby odrealnienie obrazu albo pewną stagnację fabularną. W trudnych i wydawałoby się nużących momentach przez fabularne mielizny przeprowadza widza zaskakująco zabawny narrator w postaci głównego bohatera. Wielokrotnie wyłącznie jedno zdanie, czy niestosowany żart sytuacyjny pozwala grającemu Mateusza, Dawidowi Ogrodnikowi rozładować napięcie wywołane dramatycznym losem bohatera oraz przede wszystkim nieoczekiwanie zmienić nastrój danej sceny. To wszystko sprawia, że obraz pomimo swojej poważnej wymowy niesie w sobie nadzieje, coś naprawdę optymistycznego i motywującego do korzystania z życia. Jak wielu „Mateuszów” mijamy na ulicy? Jak często odwracamy wzrok z powodu pewnego egoizmu, że nas ułomność nigdy nie spotka?
Nie sposób w kontekście rozważań na temat „Chce się żyć” nie wspomnieć o genialnym Dawidzie Ogrodniku. Oglądając zwiastun produkcji Pieprzycy byłem przekonany, że role Mateusza niemal na pewno zagrał aktor o jakimś stopniu upośledzenia. Zaskoczeniem okazała się pewna audycja w telewizji, w której gwiazda obrazu opowiadała o swoich przygotowaniach do roli. Niezwykle utalentowany Ogrodnik nie zagrał upośledzonego bohatera. On nim został! Niemal przez cały seans obrazu nie mamy żadnych wątpliwości co do geniuszu aktora, który przekonująco i w pełny poświęcenia sposób oddaje ograniczenia Mateusza. Jego sukcesy i porażki, małe szczęścia i przygnębiającą bezsilność. W jego kreacji dostrzegamy tytaniczną pracę nad oddaniem ruchów i mimiki twarzy swojego bohatera. Dostrzegamy w zaledwie w pojedynczym spojrzeniu, czy grymasie pełną gamę prezentowanych przez bohatera odczuć i rozterek wewnętrznych bohatera.
Niewiele jest filmów, po których widz wychodzi z kina oniemiały z zachwytu. Niewątpliwie jednym z nich jest „Chce się żyć” Pieprzycy. To jedna z tych produkcji, po których na sercu raźniej, jesteśmy znacznie bardziej empatyczni i patrzymy na świat w zupełnie innych barwach. Słowa jednak nie oddadzą fenomenu produkcji Pieprzycy, który zawiera się w pełnej gamie emocji przeżywanych w czasie projekcji obrazu. „Chce się żyć” musisz po prostu zobaczyć…