Wprawdzie święta już za nami, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, udania się do kina na jedną z najciekawszych premier filmowych świątecznego okresu. Na produkcję chwytającą za serce, naładowaną sporą dawką pozytywnej energii i do tego pełnej rytmicznych piosenek. Kto śledzi kinowe nowości, ten zapewne wie, jaki film mam na myśli – nową wersję broadway’owskiego musicalu opowiadającego o przygodach dziewczynki z sierocińca, Annie.
Bohaterka znajduje się pod opieką niejakiej Hannigan, kobiety, która nie spełniła swojego amerykańskiego snu, a przynajmniej nie do końca, gdyż kiedyś światła jupiterów były na nią skierowane. Kiedy jednak minęło jej pięć minut, postanowiła znaleźć inny sposób na życie – opiekuje się, oczywiście w zamian za pieniądze, grupą sierot. Jedną z nich jest właśnie tytułowa bohaterka filmu, Annie, pragnąca znaleźć swoich rodziców. Dziewczynka wierzy, że ci kiedyś po nią wrócą, dlatego co piątek pojawia się w restauracji, pod której drzwiami rodziciele zostawili ją kilka lat temu. Pewnego dnia dziewczynka wpada na Willa Stacksa, dokładniej rzecz biorąc, ratuje on Annie przed bliskim spotkaniem z pojazdem mechanicznym. Czy to spotkanie zmieni życie bohaterki?
Zapewne wielu z Was wie, o czym opowiada film, w końcu jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych musicali. Czy odświeżenie historii okazało się dobrym posunięciem? Zdecydowanie. Ta rodzinna produkcja spodoba się zarówno starszym, jak i młodszym widzom. A wszystko polano wyśmienitym muzycznym sosem.
Prawda jest taka, że historia jest bardzo prosta i przewidywalna. Ale nie odziera to filmu z magii, jaką emanuje. I nie mam tutaj na myśli fantastyki z czarodziejami i smokami w tle, tylko magii miłości i pozytywnych uczuć, gdzie każda historia ma swoje piękne zakończenie. „Annie” to rodzinna produkcja, która rozgrzeje niejedno serce.
Do tego wszystkiego należy dodać naprawdę piękną ścieżkę dźwiękową. Tym razem swoimi zdolnościami wokalnymi popisują się Rose Byrne, Bobby Cannavale, Jamie Foxx i Cameron Diaz. I trzeba przyznać, że aktorom wyszło to bardzo dobrze. Nie czułam, że męczą się, gdy wyciągają poszczególne tony. Poszło sprawnie, melodycznie i bezboleśnie dla słuchającego.
W tym samy dniu na ekrany kin zagościły dwie rodzinne premiery: „Annie” i trzecia część „Nocy w muzeum”. Ta pierwsza jednak zdecydowanie wygrała starcie świątecznych tytanów. Piękna i przejmująca historia o sile marzeń i zbiegach okoliczności spodoba się każdemu. Gorąco polecam.