„Kochaj i tańcz” – pierwszy polski film taneczny, a zarazem jedna z największych produkcji polskiego kina ostatnich lat. Czy warto ją zobaczyć? Dowiedzmy się.
Hania, młoda dziennikarka, otrzymuje swoje pierwsze zlecenie. Ma napisać tekst o światowej sławy choreografie Janie Ketlerze, który przyjeżdża do Polski, aby poprowadzić warsztaty taneczne dla zdolnej młodzieży. Hania dowiaduje się jednak od swojej matki, że jest on również jej ojcem, który wyjechał do Stanów, gdy ta była jeszcze mała. Artykuł staje się dla niej świetnym pretekstem, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej: jakim jest człowiekiem i dlaczego ją opuścił. Przypadkiem poznaje Wojtka, robotnika budowlanego, a zarazem zapalonego tancerza. Wbrew woli ojca, zgłasza się on na casting i bez problemu przez niego przechodzi dołączając do grupy, z którą ma ćwiczyć Ketler. Szybko jednak rezygnuje z uczęszczania na warsztaty ze względu na wypadek swojego ojca i konieczność pomocy w rodzinnej firmie. Rozwiązanie jego kłopotów znajduje Hania, która wieczorami zaczyna trenować razem z nim. Wspólne ćwiczenia sprawiają, że oboje się do siebie bardzo zbliżają. Wojtek nie wie jednak, że Hania ma narzeczonego, co też później komplikuje całą sytuację. Rozdarty pomiędzy tańcem a dziewczyną, dopiero po rozmowie z Janem zrozumie, co jest dla niego w życiu najważniejsze i o co tak naprawdę powinien walczyć.
Za reżyserię filmu odpowiedzialny był Bruce Parramore i trzeba przyznać, że poradził sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Choć czasem niektóre sceny taneczne wydają się ukazane w trochę zbyt chaotyczny sposób. Iza Miko i Mateusz Damięcki w swoich rolach wypadają bardzo dobrze. Potrafią przekazać uczucia jakie towarzyszą bohaterom przez cały film. Na pochwały zasługują nie tylko ze względu na grę – również za taniec należy im się duże uznanie, tym bardziej że tego się nie da zagrać, to trzeba umieć.
Jak przystało na tego typu produkcje, w filmie tańca nie brakuje, przez co obraz staje się bardzo dynamiczny. Warto jeszcze wspomnieć o świetnej roli Wojciecha Mecwaldowskiego, który wcielił się w Sławka – przekomicznego narzeczonego Hani. Akcja filmu jest prowadzona szybko i składnie. Nie pozostawia czasu na nudę, a wręcz porywa widza ze sobą. Wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, od której nie sposób uciec, mianowicie o przyrównaniu tego filmu do produkcji zachodnich, a w szczególności do „Step Up” i „Step Up 2”. Historie we wszystkich są bardzo podobne, ale to jeszcze można zrozumieć. Dwie sceny są natomiast bezpośrednio zaczerpnięte z wcześniej wymienionych obrazów. Konkretnie mówię tu o scenie, w której Wojtek i Hania znajdują się na dachu budynku (podobną scenę widzimy w „Step Up”) i kolejnej w dyskotece (tym razem „Step Up 2”). Idąc dalej należy jednak przyznać polskiej produkcji plus za coś, czego nie uświadczymy w zachodnich odpowiednikach, a mianowicie za humor, którego tu nie brakuje (m.in. popisowa rola Mecwaldowskiego).
Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, jest to film wart zobaczenia. Obraz jest lekki i przyjemny, a dynamiczne sceny tańca przyciągają oko. Aż chcę się wstać z kinowego fotela i zatańczyć razem z bohaterami tej produkcji. Polecam.