Dobre debiuty reżyserskie w polskim kinie zdarzają się mniej więcej tak samo często, jak dobre występy naszej piłkarskiej drużyny narodowej. Dlatego, zdaniem większości polskich krytyków filmowych, tym bardziej (wręcz obowiązkowo) należy je doceniać i się nimi cieszyć. Przez ten dziwaczny trend za kilka lat nagroda za debiut reżyserski przyznawana corocznie podczas trwania Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, będzie miała mniej więcej tą samą rangę, co nagroda dla debiutanta wręczana podczas opolskiego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.
Kilka dni temu polską prasę zalały entuzjastyczne recenzje pierwszego filmu Jana Komasy, który trafił do szerokiej, kinowej dystrybucji. Sądząc po zalewie komplementów i superlatyw jakie spadły na „Salę Samobójców” , miałem wrażenie że zastygające polskie kino dostanie nareszcie porządnego kopa w tyłek. Taką nadzieją żyłem też czekając na premierę „Mojej krwi” Marcina Wrony. W jednym, jak i w drugim przypadku żadnego kopa nie było. Rewelacji również. Był za to sprawnie zrealizowany obraz, który chciał ewidentnie poruszyć zbyt wiele palących kwestii naraz. Najprawdopodobniej wyłącznie po to, aby przypodobać się krytykom.
Głównym bohaterem filmu jest Dominik. Dzięki pieniądzom rodziców stać go na markowe ciuchy, modne gadżety, a nawet na szofera który codziennie odwozi go ze szkoły do domu. Żyjąc w tak starannie zbudowanej złotej klatce Dominik wydaje się być jednak jednostką skrajnie zagubioną i odizolowaną od rzeczywistości, w jakiej poruszają się jego rówieśnicy. Przestrzeń życiowa, w jakiej przyszło żyć bohaterowi filmu Komasy zamyka się w rutynowych czynnościach wykonywanych niemal mechanicznie, by codziennie sprostać niezaspokojonym ambicjom matki i ojca. Problemy z nawiązywaniem nowych znajomości, kłopoty w kontaktach z bliskimi a także niepewność co do własnej seksualności to tylko część spraw, przed którymi nasz bohater starał się będzie uciec do wirtualnego świata osadzonego gdzieś w mrocznych zakamarkach Internetu.
Film opowiada o klasycznym przykładzie nastolatka z zespołem hikikomori, opisanym już 11 lat temu przez japońskiego psychologa Tamaki Saito. W dobie facebooka, wirtualnych znajomości, globalizacji oraz powszechnego dostępu do wszelkich dobrodziejstw, jak i zagrożeń niesionych przez Internet „Sala samobójców” podejmuje na pewno temat niezwykle istotny. Po co jednak wrzucać do jednego worka uzależnienie od Internetu, ciężką depresję, grupę ludzi planujących wspólne samobójstwo, dewiacje i niezaspokojone ambicje rodziców, czy niepewność dotyczącą własnej seksualności i dodatkowo opowiadać tę historie z perspektywy dzieciaka, który z każdą minutą projekcji staje się coraz bardziej emo. Uproszczenia do jakich momentami ucieka się Komasa zwyczajnie mnie raziły, gdyż szufladkowały istotne kwestie przedstawiając świat w bardzo stereotypowej formie (jak ktoś jest bogaty to ma gdzieś swoje dzieci, jak jesteś emo to masz depresję itp.). Czarę mojego rozczarowania przelały natomiast wygenerowane przez komputer sceny rozgrywające się w wirtualnej rzeczywistości. I nie chodzi nawet o to, że trącą tanią tandetą. Bardziej boli fakt, że przy ich pomocy reżyser traktuje widza jak małe dziecko, które za pomocą najprostszych i najbardziej oczywistych środków trzeba „przeprowadzić” za rączkę przez 110 minutowy seans.
Mimo fabularnych uproszczeń film ogląda się jednak naprawdę dobrze. Głównie za sprawą fantastycznych kreacji Agaty Kuleszy i Krzysztofa Pieczyńskiego w roli rodziców Dominika. Z kolei obsadzony w głównej roli Jakub Gierszał („Wszystko co kocham”) udowadnia, że obok Mateusza Kościukiewicza jest najlepiej zapowiadającym się aktorem młodego pokolenia. Ciekawie (jak zwykle zresztą) w epizodycznej roli lekarki wypada także Kinga Preis.
W jednym ze swoich esejów Haruki Murakami napisał, że „Wszystko od seksu po grę w piłkę lepiej wychodzi nam na ekranie komputera. Kombinacja niesamowitej presji z cudownie łatwym dostępem do najnowocześniejszych technologii stworzyła we współczesnej cywilizacji nową odmianę uzależnienia”. To wszystko prawda. Mamy problem. Problem, który najwyraźniej przerósł reżysera „Sali samobójców”….