Nancy Meyers powraca na kinowe ekrany z kolejną już w jej dorobku komedią romantyczną, a konkretniej mówiąc z filmem „To skomplikowane”. Kto widział wcześniejsze produkcje amerykańskiej reżyserki (m.in. „Lepiej późno, niż później”, „Holiday”), ten wie, że zawsze stały na wysokim poziomie, zaskakiwały opowiadaną historią, a także potrafiły rozbawić widza. Kolejną cechą łączącą obrazy Nancy Meyers są znani (i do tego rewelacyjni) aktorzy. W jej filmach wystąpiły takie gwiazdy, jak Jack Nicholson, Diane Keaton, Jude Law, Kate Winslet, Cameron Diaz czy Keanu Reeves. A tym razem przed kinowe ekrany przyciągnąć nas mają Meryl Streep, Steve Martin i Alec Baldwin.
Obraz opowiada o losach Jane, rozwiedzionej matki trojga dzieci, na co dzień prowadzącej małą restaurację w Santa Barbara. Pomimo życiowych doświadczeń, jest ona osobą pogodną i wesołą. W zakłopotanie wprawiają ją jedynie okazjonalne spotkania z byłym mężem, Jakiem i jego młodą żoną. Spokojną egzystencję przerywają jednak plany potomstwa, chcącego ostatecznie wyprowadzić się z domu. W tej sytuacji, aby poprawić sobie nastrój, Jane angażuje do pracy Adama, architekta mającego zrealizować jej marzenie i przeprowadzić w domu remont, który planowała całe życie. Podczas realizacji projektu oboje się do siebie zbliżają i zaczynają ze sobą flirtować. Niespodziewanie w życiu Jane pojawia się, po raz kolejny Jake, który niezadowolony ze swojego małżeństwa i ciągłych wizyt w centrum bezpłodności, rozpoczyna z nią romans, co doprowadzi do wielu zabawnych i niezręcznych sytuacji.
Nancy Meyers ma tendencję do tworzenia filmów, w których losy bohaterów często są bardzo zagmatwane i stawiają ich przed niełatwymi decyzjami, które mimo wszystko w jakiś sposób są śmieszne i interesujące, przynajmniej z punktu widzenia oglądającego. Trzeba również wspomnieć, że pani reżyser często czerpie z własnych doświadczeń życiowych i wplata je w opowiadaną historię. Sama to zresztą potwierdza: „Często przy pisaniu scenariusza poruszam tematy, z którymi sama się zmagam. Pisanie zawsze miało dla mnie ogromną wartość terapeutyczną. Wiele z moich filmów odzwierciedla to, co akurat dzieje się w moim życiu, chociaż nigdy nie miałam romansu ze swoim eks-mężem. Akcja nie zawsze ma wiele wspólnego z moim życiem, ale przekaz jest zwykle życiowo prawdziwy i trafny”.
Tworząc „To skomplikowane” inspirowała się również filmami Paula Mazursky’ego takimi, jak „Niezamężna kobieta” czy „Bob & Carol & Ted & Alice”. Właśnie pod ich wpływem wpadła na intrygujący pomysł potajemnego spotykania się byłych małżonków. A dodając jeszcze do tego wszystkiego Adama, stworzyła prawdziwą komedię komplikacji.
Powoli dotarliśmy do miejsca, w którym należałoby cokolwiek nadmienić o aktorach grających w filmie. W zasadzie słowo nadmienić nie do końca tu pasuje, bo na ich temat można by się bardzo długo rozwodzić. Ale niewątpliwie największą uwagę skupia na sobie, będąca od dłuższego już czasu w niebywale wysokiej formie, Meryl Streep. Wcielając się w postać Jane, po raz kolejny dała pokaz swoich niesamowitych umiejętności aktorskich, tym samym stając na wysokości postawionego przed nią zadania, a także oczekiwań widzów. Nie wiem, jak ona to robi, ale wciąż utrzymuje się na szczycie i w tej chwili chyba niełatwo byłoby znaleźć aktorkę choćby dorównującą jej poziomem gry. Ale zostały nam jeszcze do omówienie dwie role męskie. Steve’a Martina wcielającego się w postać Adama oraz Aleca Baldwina grającego byłego męża Jane. Oboje zaprezentowali się w sposób, w jaki można było się tego po nich spodziewać, jednak o ile lubię styl Martina, o tyle nie znoszę Baldwina. Mimo wszystko trzeba przyznać, że obaj grają w dość specyficzny i dla każdego z nich odmienny, charakterystyczny sposób. Mnie akurat Alec zupełnie nie przekonuje i raczej już zdania na jego temat nie zmienię. Nie wiem, czy jego rolę mogę nazwać dużym mankamentem filmu, ale na pewno był to jedyny element, przez który podchodziłem do tego obrazu z pewną dozą ostrożności.
„To skomplikowane” zdecydowanie zasługuje na uwagę widzów i jest ciekawą propozycją wśród weekendowych premier. Mnie osobiście jednak czegoś w tym filmie zabrakło, ale możliwe, że odniosłem takie wrażenie jedynie ze względu na występ niezbyt lubianego przeze mnie aktora. Jakby nie było, zachęcam do obejrzenia tego tytułu i ocenienia go samemu. Ale nie sądzę, by ktoś się miał na nim specjalnie zawieść.