Jestem pod wielkim wrażeniem tego filmu. Zapewne duża w tym zasługa Nicole Kidman, która w „Między światami” stworzyła kreację tak samo niezapomnianą, jak Grace w „Dogville”. Udało jej się skonstruować postać zwyczajną, mieszkającą „po sąsiedzku”, wiodącą nudne życie. Nie ma w jej grze maniery, jaką widać było w produkcjach typu „Oczy szeroko zamknięte”. Warto dodać, że jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, aktorka założyła firmę producencką specjalnie dla tego obrazu.
Co jest więc w tym filmie, że nie można się od niego oderwać? Becca (Kidman) i jej mąż, Howie (też świetny Aaron Eckhart) tracą syna. W zasadzie lądujemy jako widzowie w środku cichej wojny, wzajemnych pretensji, kto jest winien jego śmierci. Małżonkowie w widoczny sposób oddalają się od siebie i każde na swój sposób szuka ucieczki z traumy. Howie pragnie dzielić się nieszczęściem z innymi, rozpamiętuje udane chwile. Becca spędza dni w milczeniu, izoluje się od otoczenia i wyrzuca wszystkie pamiątki po przeszłym życiu. Na samą wzmiankę o synu reaguje agresją, choć jej matka (w tej roli Dianne Wiest) nieustannie porównuje małego Danny’ego do swojego 30-letniego syna, który odszedł w wyniku przedawkowana narkotyków.
Sposób przeżywania traumy i niezrozumienie dwojga bliskich przecież sobie ludzi doprowadza do wyklucia się sieci kłamstw. Howie „zaprzyjaźnia” się z koleżanką z zajęć terapeutycznych, Becca szuka zrozumienia u nastoletniego, nieumyślnego zabójcy jej syna. Oboje w domu udają, że nic się nie dzieje, pozwalają w końcu konfliktowi wybuchnąć. Widać jednak, jak bardzo są bezradni i jak bardzo zapomnieli o tym, co ich łączyło. W końcu, jak za dotknięciem magicznej różdżki, jednocześnie otwierają się na innych, udając, że już po wszystkim. Kłamstwo staje się iluzją, która pozwala dalej im żyć razem i czekać na to, co będzie.
„Między światami” ma urok kameralnego, teatralnego dramatu. Scenariusz jest zresztą adaptacją sztuki „Rabbit Hole”, Davida Lindsay-Abaire. Przeniesienie go na ekran było dobrym posunięciem, bo pokazało wielość powiązań między procesem wychodzenia z traumy, a byciem razem. Wyrazistość różnic i kłamstw w obronie własnego dobrostanu została pokazana przez parę Kidman-Eckhart po prostu brawurowo. Przyczepić mogę się jedynie do tego, co czasem razi mnie u Woody'ego Allena: przesadne psychologizowanie i niekończące się tyrady: co teraz czujesz? U Allena wątki tego typu mają humorystyczny wydźwięk, tu czasem niepotrzebnie wydłużają fabułę i nadają jej niezręczny ton. Niemniej, film jest zdecydowanie wart obejrzenia.