"Ona jest pierwszą kobietą w historii sztuki, która, z absolutnie bezlitosną szczerością i cichym okrucieństwem, ukazuje w swojej sztuce ogólne i szczegółowe aspekty dotyczące jedynie kobiet." Tak scharakteryzował Fridę Kahlo jako artystkę jej mąż, Diego Rivera. W 2002 roku Julie Taymor podjęła się przełożenia na język filmowy historii życia Fridy. Taymor wcześniej zasłynęła kontrowersyjną ekranizacją wczesnego dramatu Szekspira, „Tytus Andronikus”. Reżyserce w swoim debiucie udało się połączyć ze sobą pierwotną brutalność sztuki angielskiego dramaturga z niebanalną estetyką. Efekt tych zabiegów to nowa i intrygująca jakość. We „Fridzie” amerykańska reżyserka znakomicie wykorzystuje swój warsztat i doświadczenie, dzięki czemu powstał film niesztampowy i godny uwagi widza.
„Frida” to obraz o pasji i miłości. W ekranizacji losów meksykańskiej artystki na pierwszy plan wysuwa się jej długoletni, namiętny i burzliwy związek z malarzem, jej przewodnikiem po świecie sztuki i polityki, przyjacielem, kochankiem i w końcu mężem, Diego Riverą. Poza tym „Frida” to film o kobiecie-artystce, która zmaga się ze swoim kalectwem i bólem, jednocześnie czerpiąc z tych cierpień swoje malarskie inspiracje.
Filmowa biografia meksykańskiej malarki charakteryzuje się niezwykłą plastycznością i malarskością. Znakomicie skadrowane i oświetlone zdjęcia, z niebywale nasyconymi barwami sprawiają, że biały ekran kinowy staje się płótnem, na którym maluje Kahlo rękami Taymor. Film doskonale łączy ze sobą elementy realizmu, surrealizmu, symbolizmu i kultury meksykańskiej, które widoczne są w twórczości Kahlo. Taymor nie chciała tylko pokazać historii życia Fridy, ale pragnęła uchwycić ducha artystki, a co za tym idzie ducha jej sztuki. I to się udało. „Frida” to film o kobiecie, której życie definiuje ją jako artystkę; film o artystce, której sztuka definiuje ją jaką kobietę.
Należy nadmienić, że obraz wiele zyskuje dzięki bardzo dobremu aktorstwu. Salma Hayek gra rolę życia. W końcu odrzuca swój stary wizerunek, czyli pięknej i piekielnie seksownej kobiety, która na ekranie ma tylko być, a nie grać (widać to zwłaszcza w „Czterech pokojach”, w noweli pod tytułem „Rozrabiaki” Roberta Rodriqueza, gdzie w telewizorze, który oglądają dzieci, pojawiają się tylko jej zgrabne nogi). Tym razem Hayek nie tylko jest, ale też gra. A gra z wielką pasją, odwagą, zmysłowością i tak niesamowitą siłą, iż na ekranie nie widzimy Salmy, a po prostu Fridę. Partneruje jej doskonały Alfred Molina, który do roli przytył kilkanaście kilogramów. Poza tym w rolach drugoplanowych odnajdziemy wiele znanych nazwisk, choćby Edwarda Nortona czy Ashley Judd. Warto także zwrócić uwagę na błyskotliwą Valerię Golino w roli byłej żony Rivery.
Obraz Julie Taymor balansuje na pograniczu jawy i snu, elegancji i kiczu, życia i sztuki. Ale tylko tak można było przedstawić życie tej nietuzinkowej artystki, której nie dało i w dalszym stopniu nie da się zaszufladkować. Sama Kahlo stwierdziła: „Wszyscy myślą, że jestem surrealistką, ale ja nią nie jestem. Nigdy nie malowałam snów ani sennych koszmarów. Malowałam moją własną rzeczywistość”. Rzeczywistość Fridy Kahlo okazała się wdzięcznym materiałem na film. Na bardzo dobry film.