Jane Campion po długiej przerwie od X muzy powróciła z nowym filmem, do którego inspiracją były listy Johna Keatsa. Campion to mistrzyni gatunku jakim jest melodramat. Reżyserka nie robi filmów dla kobiet, ale o kobietach. Podejmuje temat seksualności kobiety zarówno dojrzałej, jak główna bohaterka „Fortepianu”, jak i młodziutkiej Fanny w „Jaśniejszej od gwiazd”. Campion robi to w sposób niesłychanie subtelny i poetycki, tworząc język symboli oraz znaczeń, które złożone w obraz tworzą po prostu „coś pięknego”.
Fabuła filmu jest oparta na faktach z życia Johna Keatsa (John Wishaw), jednego z największych brytyjskich romantyków, docenionego oczywiście po śmierci. Historia została przedstawiona jednak z perspektywy jego wybranki, Fanny Brawne (Abbie Cornish). Główna bohaterka jest barwną i rezolutną 18-latką wychowywaną wraz z dwójką młodszego rodzeństwa przez matkę. Jej pasją są stroje, ich projektowanie i szycie. Fanny poznaje Keatsa, który jest jej sąsiadem. Początkowo oboje pozostają wobec siebie obojętni. Z czasem on jednak zaprasza ją do swojego świata, ona zachowuje się ostrożnie, lecz w rezultacie zatraca się w nim doszczętnie.
„Jaśniejsza od gwiazd” to klasyczny melodramat, choć o tyle wyjątkowy, że opowiedziany językiem Jane Campion, która z tego, dziś niepopularnego gatunku, uczyniła nową jakość. Przy tego typu produkcjach bardzo łatwo jest otrzeć się o kicz, zwłaszcza jeżeli jest to melodramat, a zarazem film kostiumowy, w którym na dodatek jednym z głównych bohaterów jest poeta i jego dzieła. Campion nie stworzyła jednak kolejnego sztywnego filmu kostiumowego, miałkiego romansu czy filmu wychwalającego Keatsa po wsze czasy. Nic z tych rzeczy. Najnowszy film australijskiej reżyserki to historia o dawnej miłości z poezją w tle i opowieść o miłości do sztuki, dziś tak anachronicznej i dla niejednego śmiesznej, jaką jest poezja. „Jaśniejsza od gwiazd” to świat zmysłów i intymności, w którym uczucie zostało zaklęte w geście, słowie, trawie i powietrzu. Widz może zobaczyć, nieco alternatywną wobec dzisiejszych, wizję pierwszej miłości, fascynacji młodych ludzi sobą nawzajem, niewinności i prawdziwości ich relacji. Historia została opowiedziana w wolnym tempie, przepełniona spokojem, melancholią i subtelnością oraz przepięknym światłem. Reżyserka przenosi widza w czasie. Wierna wizja epoki i nieszczęśliwego romantyka, kochającego piękno w każdej jego postaci sprawiają, że z ekranu aż bije romantyzm zawarty w obrazach, słowach i wydarzeniach godnych wielkiego poety tych czasów. Bohaterów otaczają pejzaże z obrazów Constable’a, wnętrza Chardina oraz atmosfera z obrazów Friedricha. Myślę także, że gdyby na początku XIX wieku potrafiono kręcić filmy, to byłyby one właśnie takie jak „Jaśniejsza od gwiazd”.
PS Podczas pisania tego tekstu, w majowym numerze magazynu „Kino” przeczytałam w tekście Marii Kornatowskiej coś, co mnie zaskoczyło. Podobno Quentin Tarantino powiedział, że pod wpływem filmu Jane Campion postanowił studiować poezję. I tu cytat, który przytacza autorka: „O wartości filmowej biografii określonego autora świadczy fakt, że chce się potem czytać jego utwory” – Quentin Tarantino. .