Podobno „śpiewać każdy może”. Osoby oddychające powietrzem świata piosenki poszły o krok dalej i stwierdziły, że każdy grać może. Nikogo już nie dziwi, iż w filmach pojawiają się gwiazdy muzyczne. Britney Spears miała swój „Crossroads”, Rihanna „Battleship”, a Beyonce „Obsessed”. Justin Timberlake nie mógł pozostać w tyle i wystąpił w „Końcu świata” czy „Wyścigu z czasem”. I o ile ten pierwszy okazał się porażką, to drugi był nawet dobry. Oczywiście eks-członek grupy N’Sync pojawił się w kilku innych produkcjach, ostatnio choćby w „Ślepym trafie” u boku Bena Afflecka i Gemmy Arterton.
Richie traci sporą ilość gotówki w internetowej grze w pokera. Wie, że został oszukany – ma na to niezbite dowody. Postanawia poinformować o wszystkim głównego właściciela portalu – Ivana Blocka. W tym celu udaje się do San Jose, by w końcu stanąć oko w oko z poszukiwanym. A nawet otrzymać ciepłą i dobrze płatną posadkę w jego świecie hazardu. Idealne życie bohatera zamienia się jednak w koszmar, kiedy agent Shavers otwiera mu oczy.
„Ślepy traf” to jeden z najgorszych filmów, z jakimi przyszło mi się zaznajomić w tym roku. Pomysł, który już gdzieś był, kiepska gra aktorska i dziwne przesłanie płynące z produkcji. Jedynym, co ratuje dzieło jest muzyka pobrzmiewająca w tle – rytmiczna, zapadająca w pamięci, wzbudzająca w widzu jakiekolwiek emocje. No dobrze… są jeszcze niesamowite zdjęcia krajobrazu. Niestety to nie wystarcza. W końcu widz liczy przeważnie na grę i fabułę.
Owszem, mamy akcję, która nawet rozwija się całkiem przyzwoicie, szkoda tylko, że tak przewidywalnie i okazuje się za grubymi nićmi szyta. Mimo to film da się oglądać. Pościgi, spotkania z aligatorami, blichtr i przepych. Na czymś takim jednak nigdy dobrej produkcji nie zbudowano. I wszystko zostaje zepchnięte gdzieś daleko przez… naprawdę koszmarną grę aktorską dwójki protagonistów.
Na pewno złego słowa nie powiem o kobiecej postaci, czyli Gemmie Arterton oraz o roli Anthony’ego Mackiego. Wprawdzie nie pojawiał się za często, ale przynajmniej ubarwił swoją osobowością tę produkcję. Natomiast Arterton, wprawdzie udział w tym filmie nie okazał się dla niej tym, czym gra w „Byzanium”, ale przynajmniej nie powiem, że nie wykrzesała z siebie grama uczucia.
Przyjrzyjmy się bliżej protagonistom. Ben Affleck, czyli przyszły Batman – do chwili obecnej nie rozumiałam nagonki, jaką wywołało obwieszczenie jego udziału w przyszłej produkcji opowiadającej o losach Człowieka Nietoperza. Teraz jednak wiem, czego fani Bruce’a mogą się obawiać – sztuczności i braku umiejętności aktorskich. Bazuje oczywiście na tym, co widziałam w najnowszym filmie z jego udziałem. Dlaczego to podkreślam? Dlatego, że w paru innych produkcjach nie okazał się tak zły – „Buntowniku z wyboru” czy „Zakochanym Szekspirze”. Natomiast w „Ślepym trafie” pokazał złą stronę swojego aktorstwa. Justin Timberlake… Zdecydowanie powinien zostać przy śpiewaniu, bo jedyną rzeczą, jaką pokazał w omawianym filmie jest „jak nie grać”. Jeżeli dramatyczna postać staje się komiczną „wiedz, że coś się dzieje”. A dzieje się, tylko nie to, co powinno.
Zapomniałabym o najważniejszym – morale płynącym z tej produkcji. Otóż, uwaga, uwaga, należy być nieprzyzwoicie bogatym, bo tylko to się liczy. Nie przyjaźnie, miłość czy rodzina – choć do tego również można odnaleźć lekkie odniesienia. Najważniejsze są pieniądze, dzięki którym możesz kupić drugiego człowieka. Jego pomoc, ochronę, przyjaźń.
„Ślepy traf” nie jest dobrym filmem. Nie polecam go nikomu, a osoby lubiące dobre kino zdecydowanie powinny omijać tę produkcję szerokim łukiem. A szkoda, bo zapowiedź wydawała się nawet ciekawa. Cóż, idę włączyć radio i posłuchać wokalu Justina.