Filmów w klimatach „Mad Maxa”' powstało wiele. Jeśli chodzi o mnie to już troszkę za dużo. I nie dlatego, że ich mnogość jest tak powalająca, że nie sposób ich wszystkich zobaczyć, ale ponieważ często są do siebie bardzo podobne, przez co zwyczajnie nudzą. Zabierając się za „Krew Bohaterów”', przyznam szczerze, byłem troszkę uprzedzony. Znowu zmutowane twarze, mnóstwo piachu i „blastery”' wydobywające z siebie dźwięki w rodzaju „bam, bam”', do tego masa w pół stopionych ciał. „Bam, bam” i zostałem szybko znokautowany przez Davida Webb'a Peoplesa, który podszedł do tematu na swój własny sposób i zrobił coś całkiem innego. Jak się dalej okaże bardzo udanego.
Proszę, jak ludzie w czasach kryzysu potrafią być pomysłowi. Ale zaraz, jaki kryzys? Coś tam buchnęło, powiało radioaktywnym pyłem i oto wielka posucha.
Gdzieś w Stanach grupka ocalałych podróżuje z osady do osady rozgrywając mecze futbolu amerykańskiego, przystosowanego do nowych czasów. Zamiast stadionu - pustynne odłogi, zamiast piłki futbolowej - psia głowa. Tak, dobrze czytacie. Zwykła psia czaszka obwinięta w skórzane rzemienie i okraszona przeróżnymi symbolami. My jako widzowie tych rozgrywek towarzyszymy drużynie, na czele której stoi jegomość o imieniu Sallow. Gra go Rutger Hauer, który dla przypomnienia od początku lat 80' do końca 90' prowadził swoiste tournée po tego typu produkcjach. Jednych mniej, innych bardziej udanych. Po pamiętnej roli androida w „Blade Runnerze” aktor wskoczył do studni kina offowego, nie wiem czy umyślnie, czy nie - ale już z niej nie wyszedł. Trzeba troszkę zapału, żeby dokopać się do tych „produkcyjek”, ale warto, bo niektóre są bardzo ciekawe.
Wracając do tematu, szczerze powiedziawszy „Krew bohaterów” ma sie nijak do filmów z gatunku mówiących o tym, co dzieje się po III Wojnie Światowej. Ludzie nie uciekają z punktu a do punktu b, jak w „Alei Potępionych”, nie walczą również z różnymi toksycznymi monstrami. David Webb Peoples serwuje nam sportową rozgrywkę w czasach bardzo trudnych. Czy jest na to czas? Zamiast szukać jedzenia, uciekać przed wrogiem, zbierać wodę. Mamy grę. Ale nie są to kolejne zawody o następne pozłacane puchary, czy miejsca w rankingu. To bardziej rozgrywka o kolejny dzień, a przy tym dzień z pełnym żołądkiem. Zastanawiam się, czy zamiast „Krew Bohaterów”, nie powinno być „Pot bohaterów”, bo główni aktorzy przede wszystkim dużo w tym filmie biegają. Fascynujący jest dla mnie zabieg reżysera, który zastępuje tak pożądaną w określonej sytuacji przemoc, sportem. Z początku filmu wydaje się być to rozwiązanie z góry chybione, zapowiadające się na bardziej groteskowy, komediowy blamaż niż poważną analizę tematu. Jednakże produkt z minuty na minutę zaczyna się bronić. Jest to z pewnością ciekawe podejście do wyeksploatowanego już tematu. Oczywiście podczas samych rozgrywek dochodzi do kontuzji. Czasami dość poważnych urazów, jak złamania, stłuczenia itd., itd., jednakże najważniejszy jest sam fakt sportowej rywalizacji, która jak się okazuje daje odkupienie niektórym z bohaterów.
Nie ukrywam, że moje wyobrażenie o kinie postapokaliptycznym rozsypało się jak stary wazon mej babki. Byłem święcie przekonany, że w tego typu produkcjach „naparzanie się” jest czymś zupełnie normalnym, wręcz wskazanym. A jednak. Czyli nie strzelamy, a rozkopujemy troszkę pola i robimy składy 5 na 5, pompujemy piłkę i idziemy wyrównać różne niejasności i to w czasach, gdy świat został ogołocony z moralności, dóbr i miłości? Da się tak? Da. Duży ukłon w stronę pomysłowego reżysera, który „wypiął się” na konwencję i zastosował troszkę inne narzędzie, by przedstawić te same emocje zachodzące w tego typu obrazach. Całość wydaje się być utrzymana na dość dobrym poziomie.
Na stronach związanych z filmem często zadawane są pytania o jego soundtrack” Gdzie znaleźć?, Skąd ściągnę? i wiele innych. Nie dziwi mnie to. Muzyka to kolejny ważny element tej produkcji. Nie jest na siłę podniosła, ale świetnie podkreśla powagę rozgrywki rytmicznymi zabiegami. Troszkę jak w „Męskiej grze” z Pacino. Miałem podobne wrażenia, tylko czasy inne i samego Pacina brakuje. Spokojnie. Zamiast niego mamy staruszka o imieniu Gandhi, który dopinguje drużynę, a podczas kolejnych podróży robi za bagażowego, niosąc na swoich wątłych plecach wielką szafę wypełnioną niezbędnym ekwipunkiem.
Bez wątpienia „Krew bohaterów” to dobry przykład na to jakim zagrożeniem jest stereotypowanie gatunku. To również przykład zdolności reżyserskich twórcy, który w pomysłowy sposób połączył z sobą dwa niepasujące składniki i zrobił z tego ciekawy film. Polecam.