Z dzieciństwa pamiętam, że zawsze wykłócałem się ze znajomymi z podwórka o wyższość Johna Matrixa nad Johnem Rambo. Ba! Zawsze chciałem być tym pierwszym. Zresztą Arniego pokochałem bardziej niż Sly'a, choćby właśnie za role w „Commando”, „Predatorze” czy „Conanie barbarzyńcy”. Dziś tej fascynacji nim mi brak, ale wciąż jawi mi się jako aktor, który grał w o wiele ciekawszych produkcjach niż Stallone. Aczkolwiek tego drugiego również sobie cenię, choćby za Rocky'ego Balboę , bo Rambo nigdy nie lubiłem i zapewne nie polubię. Na szczęście będąc dzieckiem, miałem możliwość wybierania bohaterów, w których chciałbym się wcielić. Bohater filmu „Son of Rambow” - Will, takiej możliwości nie ma , gdyż bardzo pruderyjna i restrykcyjna religia zabrania kontaktów z takimi wynalazkami jak telewizor czy sala kinowa, które, według religii, sieją wartości demoralizujące umysły wiernych. Will całkiem przez przypadek ma okazję zobaczyć piracką wersję filmu „Rambo” i ulega jego magii. Mało tego - zaczyna żyć jak filmowy bohater i postanawia wraz z przyjacielem nakręcić swoją własną, dziecięcą wersję tegoż filmu.
Wbrew pozorom film nie jest komedią w ścisłym tego słowa znaczeniu, ani nie jest też filmem kierowanym do bardzo młodego widza. Dzieciaki klną jak szewc, młode dziewczyny zachowują się niezwykle wyzywająco, a całą współczesną młodzież dotyka mała rewolucja obyczajowo-seksualna. Zresztą akcja filmu rozgrywana jest w Anglii lat 80-tych, gdzie taka rewolucja dokonywała się niezwykle powoli. Ale właśnie przez umiejscowienie akcji, a co za tym idzie, dzięki produkcji ściśle brytyjskiej, otrzymujemy kawałek sympatycznego kina, okraszonego angielskim humorem. Dzięki temu mamy okazję poznać jakie nastroje panowały w tych latach, jak żyło społeczeństwo wychowane na micie Jamesa Bonda, a które starało się unikać amerykanizacji stylu życia . Z tym, że... film ledwie o tym napomina. Jest to zaledwie tło dla problemów chłopca, który nie mając żadnych męskich wzorców, żyjąc niemal w odizolowanym społeczeństwie, szuka własnej tożsamości, swojego „ja”, które będzie mógł rozwijać wraz z wiekiem, idealizując ojca, o którym praktycznie nie wie nic. W tym wszystkim pomaga mu jego przyjaciel Lee, chłopiec, o którym dziś powiedzielibyśmy, że ma ADHD. Jest on całkowitym przeciwieństwem Willa - łobuz , rozrabiaka skupiający się na uprzykrzaniu życia wszystkim dookoła, co tak naprawdę służy zamaskowaniu emocjonalnego podejścia do życia, w którym brakuje mu rodzinnej atmosfery , a co za tym idzie, miłości i lekkiego rozpieszczenia przez życie. Ta przedziwna mieszanka charakterów pomaga zrozumieć widzowi, że niezależnie od środowiska z jakiego się człowiek wywodzi, można być sobą, i co najważniejsze, zjednać sobie ludzi. Film porusza również tematykę przyjaźni, ale jej trudniejszej strony, tej najbardziej próżnej i egoistycznej, która nieraz doprowadzała do tragedii. W tym przypadku nie jest inaczej, ale... Psuć zabawy wam nie będę.
„Son of Rambow” to produkcja, która jest niezwykle ciepłą historią, przecinaną momentami gorzkimi. Jest to pewien rodzaj tęsknoty za postaciami w naszym życiu, o których mamy tylko wyidealizowane pojęcie. Do tego otwarta, momentami szczera aż do bólu relacja między bohaterami, pozwala widzowi znaleźć pewne cechy charakterystyczne dla nich samych. Można nawet powiedzieć, że jest to niedojrzały film dla dojrzałych ludzi, a zarazem dojrzały film dla ludzi niedojrzałych. Każda wariacja w tym temacie będzie tak samo prawdziwa jak nasze życie. Ot tak, po prostu.