„Piątą władzę”, najnowszy obraz reżysera Billa Condona („Dreamgirls”), rozpoczyna znakomita czołówka, ukazująca ewolucję funkcjonowania mediów, począwszy od czasów Johannesa Gutenberga po władającą współczesnością technologie Web 2.0. Ustanawia ona także wydźwięk całego filmu. Bo choć opowiada on historię współpracy Juliana Assange’a i Daniela Berga przy projekcie WikiLeaks, dzięki któremu opublikowane zostały między innymi tajne dane rządowe USA, przewinienia wielkich tego świata, jak i nieczyste interesy korporacji, to głównie jest to obraz o nieustających zmianach, o nowych sposobach komunikacji, gdzie jednocześnie nie ma prywatności, ale także kuriozalnie każdy z użytkowników tegoż systemu może być anonimowy.
Ze względu na swoją tematykę film nie może ustrzec się porównań do „Social Network” Davida Finchera. Do poprzednika niestety brakuje mu dynamicznego scenariusza i autorskiego, reżyserskiego spojrzenia. Po mocnym rozpoczęciu „Piąta władza” nie trzyma równego poziomu. Zdarzają się dłużyzny scenariuszowe. Programowanie, projektowanie kodów źródłowych, szyfryzacja danych, zwiększanie przepustowości serwerów nie są wdzięcznym tematem na film. Aby nadać nerwu opowiadanej historii scenarzysta (Josh Singer) miesza wątki biograficzne z elementami thrillera i filmu szpiegowskiego, co w końcowym rozrachunku wychodzi na korzyść dla obrazu.
Choć „Piąta władza” nie jest filmem widowiskowym, to nie można jej odmówić sprawnej realizacji, solidnej reżyserii, świetnej, oddającej klimat filmu ścieżki dźwiękowej oraz aktorstwa na wysokim poziomie. W postać Juliana Assange’a wcielił się Benedict Cumberbatch, odkrycie aktorskie ostatnich kilku lat. Aktor o mocno specyficznej urodzie, w „Piątej władzy” stworzył kreacje nietuzinkową. Na próżno szukać tutaj podobieństw do jego sztandarowej roli, która wyniosła go na szczyt, czyli najsłynniejszego detektywa w historii popkultury, Sherlocka Holmesa. Choć obydwóch bohaterów łączy wiele. Geniusze, enigmatyczni samotnicy. Assenge w interpretacji angielskiego aktora jest jednak bardziej chłodny, mniej ludzki i nieprzenikniony. Paradoksalnie człowiek, który głosi, że pragnie udostępniać światu samą prawdę jest człowiekiem zagadką, enigmą oraz mitomanem, kreującym się na proroka doby Internetu. W filmie Assenge’a charakteryzuje brak empatii oraz (mocno zaakcentowany) egocentryzm. Jednak jaki jest naprawdę twórca WikiLeaks? „Piąta władza” nie odpowiada na to pytanie, raczej mnoży wyobrażenia. Choć jest to film o Assnege’u, to tak naprawdę na pierwszy plan wysuwa się postać Daniela Berga, w którego wciela się ostatnio widziany w „Wyścigu”, godny uwagi Daniel Brühl. Znakomicie napisana i zagrana postać współpracownika Assenge’a, rozdartego pomiędzy pięknymi ideałami, a moralnymi wątpliwościami. W tle perfekcyjny jak zawsze Stanley Tucii, poruszająca Laura Linney i nowy, dwunasty Doktor Who, Peter Capaldi.
Podsumowując, „Piąta władza” to film dość jednostronny jeśli chodzi o aspekt biograficzny. Jednak bardzo ciekawie kreślący szkic współczesnego świata, w którym tak naprawdę rządzą nowe media i tajne służby państwowe. Tak naprawdę nic nie jest jednoznaczne. Podobnie, jak świat w którym żyjemy. Czy prawda jest w stanie nas wyzwolić, czy tylko sprawić, że będziemy cierpieć? To widz musi wybrać, czy twórcy WikiLeaks są bohaterami czy zdrajcami? A może jednymi i drugimi? Tylko jedna rzecz jest pewna, nawet najpiękniejsze idee są zaczątkiem tyranii.
Wydanie DVD zawiera dodatkowo zwiastun, 10 minutowy film o powstawaniu „Piątej władzy” oraz zwiastuny filmów, których dystrybutorem jest Monolith Video.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.