Zapewne większość dorosłych niejednokrotnie stawała przed dylematem, czy nadchodzące Święta spędzić u Jej czy Jego rodziny. Dodatkowo jeśli rodzice jednej z osób nie przepadają za wybrankiem/wybranką swojej pociechy, wtedy wspólnie spędzony czas staje się koszmarem dla obydwu stron i to już na długo przed planowanym spotkaniem. Właśnie o tym opowiada Seth Gordon w swoim filmie zatytułowanym „Cztery Gwiazdki”.
Kate i Brad są nowoczesną, dobrze zarabiającą parą żyjącą w nieformalnym związku. Rodzice obojga są rozwiedzeni, zaś młodzi – nie mając najlepszych wspomnień z rodzinnego domu – starają się ich unikać na wszelkie sposoby. Jednym z nich jest coroczna tradycja bożonarodzeniowego wyjazdu w egzotyczne kraje, pod przykrywką uczestnictwa w świątecznej akcji humanitarnej. Tym razem jednak wakacyjne plany zakochanych biorą w łeb, gdyż ze względu na fatalną pogodę odwołano wszystkie loty. Przypadkowo uchwyceni w telewizyjnym programie informacyjnym Kate i Brad zostają zdemaskowani przez rodziców, co zmusza ich do spędzenia Gwiazdki w rodzinnym gronie. A dokładniej czterech Gwiazdek…
Pomysł na tę (anty)świąteczną komedię był ciekawy. Gdy rokrocznie kino i telewizja raczy odbiorcę prorodzinnymi „gwiazdkowymi” filmami, produkcja Gordona mogła być zgryźliwą satyrą na bożonarodzeniowe powinności. Przez większą część filmu widz dokładnie taki obraz otrzymuje, dzięki czemu nie ma żadnych złudzeń co do tego, dlaczego bohaterowie jak ognia unikają spędzania Świąt ze swoimi bliskimi. Jest to oczywiście ukazane w sposób przerysowany, zabawny, ale też gorzki, jeśli spojrzeć odrobinę głębiej. Niestety, później pojawia się typowa dla komedii romantycznych sztampa ze wszystkimi oklepanymi motywami, przez co przewidzenie kolejnych ruchów bohaterów nie przysparza odbiorcy żadnego trudu. Szkoda, ponieważ gdyby twórcy do samego końca zdecydowali się poprowadzić „Cztery Gwiazdki” pod prąd, powstałaby dużo bardziej interesująca, refleksyjna, zapadająca w pamięć produkcja.
Zdaję sobie sprawę, że Święta są specyficznym okresem, w którym ludzie powinni zapomnieć o trapiących ich troskach, dlatego też filmy propagujące gwiazdkowe idee cieszą się dużym powodzeniem. Sam w tym czasie jakby przychylniej patrzę na tego typu obrazy, aczkolwiek równie chętnie zapoznałbym się z nietuzinkowym, krzywym spojrzeniem na bożonarodzeniowe kino. Do tej pory jednak takiego w pełni udanego tytułu nie uświadczyłem i „Cztery Gwiazdki” tego stanu nie zmienią. Może i jest to rozrywka lekka i łatwa, ale czy przyjemna to już kwestia dyskusyjna i moim zdaniem nie jest to najlepsza propozycja na Święta… a zresztą w tym roku znowu puszczą „Kevina” ;)