Julia Roberts i George Clooney już pięć razy spotkali się na planie swoich filmów i zdążyli nas skutecznie przyzwyczaić do pojawiającego się od czasu do czasu na srebrnym ekranie ich dosyć zgranego duetu. Bez wątpienia kamera ich kocha, tak jak kinowa publika, która chętnie to okazuje dosyć licznie zapełniając miejsca w multipleksach – nazwiska amerykańskich celebrytów przyciągają miłośników zarówno komedii szpiegowskich, jak i filmów romantycznych, a mimo upływu lat ekranowe gwiazdy wciąż zachowują wigor i pozytywną energię, skutecznie nimi zarażając swoich fanów. Sławna para ostatnio spotkała się razem sześć lat temu na planie „Zakładnika z Wall Street”, jednak od tego czasu hollywoodzki aktor zagrał w zaledwie jednej produkcji, natomiast laureatka Oscara za „Erin Brocovich” zaangażowała się w trzy projekty (w tym jedna rola dubbingowa). Mimo, iż wielu pesymistów wieszczyło już Julii i George’owi filmową emeryturę, para hollywoodzkich aktorów niespodziewanie powróciła na wielkie ekrany na całym świecie za sprawą „Biletu do raju” – komedii w styli Nancy Meyers, która jest potężnym zastrzykiem endorfin i witaminy słońca, szczególnie w tej w zimowej porze roku (co prawda jedynie filmowego, ale zawsze).
„Bilet do raju” to historia pewnej pary po przejściach. Georgia i David wzięli ślub jeszcze podczas studiów, jednak ich małżeństwo przetrwało zaledwie pięć lat, których szczerze dziś żałują – teraz wiodą życie z dala od siebie i prócz dorastającej córki oraz wzajemnej wrogości nic zdaje się ich już nie łącząc. Właśnie nadarza się jedna z tych rzadkich okazji, gdy oboje rodzice muszą się spotkać – owoc ich związku Lily kończy właśnie szkołę prawniczą, a Georgia i David nie tylko stawiają się na ceremonii, ale i przypadają im sąsiadujące ze sobą miejscówki w auli. Już sam ten fakt wystarcza, by dawne spory odżyły, a krew zaczęła gotować się w żyłach. Gdy oboje żegnają córkę przed jej wymarzoną podróżą na Bali, nie przeczuwają, że los szykuje im niemałą niespodziankę i ponowne spotkanie w tropikach. Dokładnie trzydzieści siedem dni później David z eksżoną dostają od córki zaproszenie na indonezyjską wyspę z okazji… ślubu Lily! Okazuje się, że młodej dziewczynie zawrócił głowę chłopak o imieniu Gede, trudniący się lokalnym rolnictwem, a świeżo upieczona prawniczka ma zamiar porzucić marzenia o pracy w korporacji i zacząć wieść znacznie prostsze życie z dala od zgiełku zachodnich metropolii. To wszystko nie mieści się w głowie Davida i Georgii, którzy w te pędy przybywają na koniec świata, by delikatnie i za pomocą perswazji przekonać ich latorośl, by nie popełniała ich błędów z młodości. Mając na względzie dobro ich córki nasza para bohaterów (mimo wzajemnej niechęci) postanawia zawiązać chwilowe przymierze i nie dopuścić do ślubu za wszelką cenę. Ale czy ten nieoczekiwany sojusz okaże się też nowym rozdziałem w życiu osobistym eksmałżonków?
Nie jest to pierwszy raz, gdy bohaterka grana przez Julię Roberts próbuje nie dopuścić do ceremonii zaślubin, ale nie oznacza to, że najnowsza produkcja z udziałem hollywoodzkiej megagwiazdy nie potrafi tchnąć ożywczej bryzy w popularny kiedyś gatunek filmowy. Ten powiew rześkości zawdzięczamy niesamowitym lokacjom i zdjęciom w plenerze, choć w rzeczywistości filmową wyspę Bali odgrywa wybrzeże stanu Queensland w Australii – mimo pierwotnych zamierzeń ekipy, by wykorzystać indonezyjskie lokacje filmowcy zmuszeni byli wykorzystać alternatywne rozwiązanie z powodu pandemii koronawirusa. Na szczęście reżyser Ol Parker ma już doświadczenie w tej dziedzinie – wystarczy wspomnieć jeden z jego poprzednich filmów „Mamma Mia! Here We Go Again”, gdzie za greckie krajobrazy służyła chorwacka wyspa Vis. W jego najnowszym filmie porywa warstwa wizualna – mimo, iż za oknem zima trwa w najlepsze, „Bilet do raju” pozwala nam zapomnieć na chwilę o mroźnej aurze i przenieść się tytułowego raju w mgnieniu oka. Wakacyjne krajobrazy tak silnie działają na naszą wyobraźnię, że chłoniemy każdą nową lokację jako kanapowi turyści wraz ze zwiedzającymi ją bohaterami i liczmy, by zbyt szybko nie opuścili tego indonezyjskiego edenu.
Julia Roberts stała się już chyba znakiem rozpoznawczym komedii romantycznych, a jej głośny, szczery śmiech potrafi rozbawić nawet największego gbura. Mimo ukończonych pięćdziesięciu pięciu lat amerykańska aktorka i producentka filmowa dalej ujmuje nas pogodą ducha i zaraża pozytywną energią – nie inaczej jest w przypadku „Biletu do raju”, w którym towarzyszy jej inny weteran kina, George Clooney. Hollywoodzcy celebryci tworzą na ekranie zgrany i wiarygodny duet – widać, że świetnie bawili się wcielając w swoje role na planie ich kolejnego wspólnego obrazu; zapewne na ekranową chemię znaczny wpływ miał też fakt, że w życiu prywatnym oboje darzą się wielką sympatią, co potwierdzają m.in. wywiady. Clooney wyznał, że razem z Roberts chcieli od dawna spotkać się na planie romansu, a najnowsza produkcja powstała z myślą o ich obojgu, nawet bohaterowie początkowo nosili imiona inspirowane odtwórcami głównych ról (Georgia i Julian): „Nie grałem w komedii romantycznej od czasu filmu Szczęśliwy dzień. Julia jest fantastyczna, w filmie Ola Parkera jesteśmy dla siebie złośliwi w niezwykle zabawny sposób. To było wspaniałe. Nie robiłem komedii romantycznej od bardzo dawna i nigdy nie odniosłem na tym polu takich sukcesów jak Julia. Przeczytałem scenariusz i spodobała mi się historia, stwierdziłem więc, że jeśli ona się na to pisze, to ja również” – wyznał sześćdziesięciojednoletni dziś aktor, natomiast gwiazda „Pretty Woman” wspomina: „Po prostu od lat nie czytałam lepszego scenariusza. Poza tym, jakimś cudem nasze terminy się zgrały i oboje mogliśmy razem wystąpić. Ten film ma sens głównie dzięki naszej chemii”. Clooney i Roberts tak dobrze czuli się w swoim towarzystwie, że nakręcenie wspólnej sceny pocałunku wymagało aż… osiemdziesięciu dubli!
Obok znajomych twarzy zawsze miło jest widzieć w obsadzie młodych, początkujących aktorów, którzy wnoszą świeżość. Tak też jest w przypadku Kaityn Dever i Maxime Bouttiera, którzy wcieli się w zakochanych od pierwszego wejrzenia Lily i Gede. I choć oboje tak naprawdę nie są dokładnie „początkujący” w swoim zawodzie, to nie da się ukryć, że urodziny we Francji indonezyjski aktor i model pojawiał się głównie w krajowych przedsięwzięciach, a jego twarz szerszej publiczności znana jest dopiero od niedawna. Bardziej rozbudowane portfolio znajdziemy u Dever, która mimo iż od dekady pojawia się w filmowych produkcjach, to od kilku lat obsadzana jest w bardziej prominentnych rolach („Drogi Evanie Hansenie”, „Szkoła melanżu”, „Rosaline”). Młodzi aktorzy szybką nawiązują nić porozumienia, a ich ekranowa więź jest autentyczna i wiarygodna do tego stopnia, że rozumiemy kierujące bohaterami pobudki, by przenieść ich znajomość na wyższy poziom.
Oryginalną ilustrację muzyczną stworzył Lorne Balfe, które niedawne dokonania obejmują takie głośne produkcje, jak „Black Adam”, „Ambulans”, czy „Czarna wdowa”. Najnowsza propozycja brytyjskiego kompozytora to stosunkowo krótki, trwający zaledwie dwadzieścia pięć minut album, jednak na przestrzeni jedenastu utworów Brytyjczyk doskonale zdaje się rozumieć przesłanie filmu i maluje subtelnymi dźwiękami bajeczne krajobrazy w naszej wyobraźni – poniekąd przypomniało mi to inną produkcję z Julią Roberts, która także rozgrywała się na wyspie Bali (chodzi o „Jedz, módl się, kochaj”, do którego muzykę skomponował Dario Marianelli, autor oscarowej „Pokuty”). Obie płyty wypełnione są odprężającą, niespieszną ilustracją, która uspokaja – już pierwszy track „Sweet Sunrise” nadaje odpowiedni ton, w którego duchu będzie podążał muzyk do samego końca soundtracku. Podobnie jak w przypadku wspomnianego albumu Włocha, także i „Bilet do raju” świetnie (a być może i lepiej) sprawdza się poza obrazem bez znajomości fabuły, stanowiąc świetne tło do codziennych czynności, jak czytanie, czy gotowanie. Balfe zawsze kojarzył mi się z filmami akcji, czy dodatkową muzyką do blockbusterów, jednak jego najnowsze dokonanie zmusza mnie do spojrzenia na jego twórczość w zupełnie nowy dla mnie sposób.
WYDANIE BLU-RAY
Obraz na płycie został zapisany w formacie 2.39:1 i pod względem jakości nie ustępuje niczym w porównaniu do reszty wydań Universala – jest czysty i jasny, a kolory żywo nasycone i cieszą oko szczególnie w ujęciach plenerowych, gdy możemy podziwiać urzekającą florę Australii. Przejrzysty ocean, piaszczyste plaże, tropikalne hotele i domki ze słomy rzeczywiście tworzą iluzję raju na ziemi, a w wysokiej rozdzielczości łatwiej nam dostrzec elementy i detale otoczenia, które silnie oddziałują na nasze zmysły. Na szczególną uwagę zasługuje niezwykle barwna ceremonia zaślubin z wyróżniającymi się wielokolorowymi strojami aktorów w otoczeniu egzotycznych kwiatów. Oryginalna ścieżka dźwiękowa została zapisana w formacie DTS-HD Master Audio 7.1, natomiast polskiego lektora otrzymujemy w formacie DTS 5.1 – dźwięk jest wyraźny, a dialogi zrozumiałe zarówno w pomieszczeniach, jak i na zewnątrz. W tle przyjemnie i naturalnie szumi ocean, a muzyka Lorne Balfe dodatkowo wprowadza nas w wakacyjny i romantyczny nastrój – można stwierdzić, że cały soundtrack podchodzi pod ambient, który nas dodatkowo uspokaja i wycisza. Na wydaniu nie umieszczono żadnych materiałów dodatkowych. Menu główne wyposażono w piktogramy, a więc standardowy design dla płyt Universala.
Po „Hotelu Marigold” i „Mamma Mia Here We Go Again” Ol Parker ponownie zabiera widza w wakacyjną podróż od miejsca, w którym możemy odetchnąć od problemów naszej codzienności. „Bilet do raju” nawiązuje do komedii typu „screwball”, czyli popularnego gatunku kinowego z prawie stuletnią tradycją, jednak nie jest kopią żadnego z wcześniejszych filmów. Dobry humor zapewni duet Roberts / Clooney - ich rozbrajający uśmiech wprowadzi trochę pogody w nasze chłodne, zimowe popołudnia, a uroki prawdziwych lokacji sprawią, że już teraz zaczniecie planować swoje wymarzone wakacje. Polskie wydanie filmu na Blu-ray stoi jak zawsze na wysokim poziomie, ciesząc zarówno nasze oko, jak i ucho, pozostawiając nas w nadziei, że i nam będzie kiedyś dane wygrać bilet do ziemskiego edenu.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos – dystrybutorem filmu na Blu-ray.