Nie każda osoba powinna zostawać aktorem. Czasem zdarzają
się ludzie, którzy w jakiś niewyjaśniony sposób dostają rolę w filmie, zyskują
popularność i unoszą się na jej fali, a w ogóle nie potrafią grać. Wystarczy
wymienić takie nazwiska, jak Kristen Stewart, Robert Pattinson, czy Liam
Hemsworth. Nie widziałam ani jednej produkcji z ich udziałem, która zmusiłaby
mnie do powiedzenia, iż myliłam się – ta trójca potrafi coś z siebie wykrzesać.
A wielokrotnie dawałam im szansę, naprawdę. Ostatnio Liamowi, udając się na
film „Paranoja”.
Adam to młody, ambitny programista, któremu nie wiedzie się
jednak w życiu zawodowym. Kiedy zostaje wyrzucony z pracy, stara się odegrać na
swoim byłym szefie. Pech chce, że nie udaje mu się to. Co więcej, staje oko w
oko ze swoim byłym szefem, gdyż ten dowiedział się o jego planie. Zamiast
trafić do więzienia za kradzież środków finansowych firmy, Adam dostaje jednak
propozycję nie do odrzucenia – musi szpiegować właściciela konkurencyjnej
firmy. Bohater nie wie, że stanie się pionkiem w walce dwóch gigantów.
Skoro początek swojej recenzji poświęciłam narzekaniu na grę
aktorską, a raczej jej brak u Liama, spróbuję rozwinąć moją myśl. Gary Oldman to jeden z moich ulubionych
aktorów. Wielokrotnie pokazał, że potrafi wcielić się w każdą rolę – komisarza,
gangstera, czarodzieja. I fakt, nawet w „Paranoi” pokazuje, że zasługuje na
miano wielkiego artysty. Podobnie rzecz się ma w przypadku Harrisona Forda.
Tylko dzięki tej dwójce film był zjadliwy. Natomiast jeśli chodzi o
protagonistę... źle, naprawdę bardzo źle. Ładna buzia nie wystarcza, czasem
trzeba pokazać jakieś emocje, przekonać do siebie odbiorcę oraz oddać bolączki
szargające postacią. Nic takiego nie miało tutaj miejsca. A szkoda, bo
potencjał na ciekawą, a nie przesłodzoną kreację był.
Co do pomysłu – nic oryginalnego, walka dwóch gigantów,
biedny chłopak, który chce osiągnąć coś więcej, wątek miłosny i… zakończenie, o
którym nie będę za dużo wspominać. Powiem tylko, że było bardzo… zabawne. I nie
chodzi nawet o fatalizm sytuacji, tylko o całą otoczkę. Do tego żadne
wydarzenie mnie nie zaskoczyło, wszystko było przewidywalne. Owszem, w filmie
znajdzie się przesłanie skierowane do widza, jednak produkcji pokazujących, że
czasem nie warto chcieć posiadać więcej, niż się ma, już trochę powstało.
Czy są jakieś plusy produkcji? Oczywiście poza Garym i
Harrisonem. Niestety nie. W sumie zapowiedź okazała się ciekawa, spodziewałam się
po tym filmie dobrej rozrywki, jednak jej nie otrzymałam. Zdarza się. Może
gdyby reżyser obsadził kogoś innego w roli protagonisty... Głównego bohatera przyćmiła
nawet postać trzecioosobowa – Kevin. Niektórzy mogą kojarzyć aktora go grającego
z produkcji Disneya. Powiem jednak, że Lucas Till okazał się bardziej
przekonujący niż Liam.
Nawet ścieżka dźwiękowa okazała się nijaka. Nie pamiętam ani
jednej melodii pojawiającej się w produkcji. Czasem muzyka ratuje film, ale na
pewno nie jest tak w tym przypadku.
„Paranoja” nie jest dobrą produkcją. Mimo dobrej obsady nie
daje rady, nie przyciąga widza, nie dostarcza rozrywki. Mamy lekką sensację,
która nie zadziwia. Ogląda się ją w trybie offline. Jedno jest pewne, Gary i
Harrison nie powinni tracić talentu na takie „dzieła”.