Podobno bombę można zrobić z naprawdę podstawowych produktów. Niestety Jamesowi Mangoldowi z Toma Cruise`a, Cameron Diaz, scenerii pięknych europejskich miast czy budżetu na efekty specjalne, udało się wyprodukować jedynie filmowy niewypał. Chociaż z drugiej strony, tak naprawdę chyba można było to przewidzieć, biorąc pod uwagę, że komponenty już nieco ograne i wyeksploatowane (jak, np. scenariusz), lub zwietrzałe (para głównych aktorów, między którymi chyba żaden zapalnik nie wytworzy iskry…).
Dla wyjaśnienia. Swoją recenzję trochę nietypowo zaczynam od oceny, z troską o tych, którym nie starczyłoby cierpliwości, aby doczytać do końca, i ewentualnie po pobieżnej lekturze postanowiliby się na swoje własne nieszczęście, stratę czasu i zapewne irytację wybrać do kina na „Wybuchową parę”. Także sam tytuł tej recenzji, podobnie jak znak ostrzegawczy na terenie z wybrakowanymi ładunkami wybuchowymi, ostrzega przed fatalnym filmowym niewypałem.
Jednak aby chociaż trochę trzymać się wymogów formalnych recenzji, nieco o fabule. Przede wszystkim jest tak nudna, że w trakcie seansu marzymy tylko o jej zakończeniu, a naciągana co najmniej jak zmarszczki na podejrzanie gładkiej twarzy Toma Cruise`a… Tytułowa „Wybuchowa para” to podejrzany o zdradę agent CIA (oczywiście starający się udowodnić swoją niewinność i przy okazji uratować świat) oraz rozhisteryzowana blondynka - jednak nie tak do końca stereotypowa, bo w walizce na lotnisku zamiast stosu kosmetyków, przewozi… gaźniki do starych aut (sic!). Poznają się przypadkowo. I mam wrażenie, że w ten sam sposób rozwija się cała historia. Od przypadku do przypadku, od czasu do czasu z przerwami na wybuchy, strzelankę, zaćmienia głównej bohaterki (spowodowane środkami nasennymi), podczas których w niewyjaśniony sposób superagent ratuje ich z opresji (z drugiej strony cieszę się, że oszczędzono mi w ten sposób wielu scen…). Ale to nic w porównaniu z czerstwymi dialogami, które zamiast śmiechu wzbudzają jedynie irytację.
Po obejrzeniu „Wybuchowej pary” odniosłam wrażenie, że w tym filmie zawiodło dosłownie wszystko… oprócz fantazji dystrybutorów i szerokiej reklamy filmu. Tak więc, aby najprościej opisać to, co ukryte jest pod zachęcającymi sloganami reklamowymi, mogę napisać tylko: Zero sensacji. Zero romansu. Zero rozrywki. Zero. Tylko takie wrażenie zostało mi po tym seansie…