„Zona” to film wyjątkowo aktualny. Od jakiegoś czasu coraz popularniejsze (także i w Polsce) stają się strzeżone osiedla, z jednej strony mające oczywiście zapewnić bezpieczeństwo ich mieszkańcom, z drugiej jednak pogłębiające społeczny podział na bogatych i biednych. Urodzony w Urugwaju reżyser Rodrigo Plá postanowił na ich przykładzie pokazać ten niebezpiecznie szybko postępujący proces tworzenia się dwóch różnych światów oraz ostrzec przed jego skutkami. Wynikiem tego jest film, który nikogo nie powinien pozostawić obojętnym.
Miejscem, w którym toczy się akcja, jest Zona - silnie strzeżone osiedle w Mexico City. Nad bezpieczeństwem jego mieszkańców, oprócz pracowników ochrony, czuwają liczne kamery przemysłowe, obejmujące swoim zasięgiem każdy zakątek, a dodatkową gwarancję stanowi mur zakończony drutem kolczastym. Zona to jednak nie tylko zwykłe osiedle - to swoiste państwo w państwie, charakteryzujące się dużą autonomią, utrwalaną licznymi łapówkami. Pewnej nocy, dzięki zbiegowi okoliczności, na teren osiedla dostaje się trójka młodych rabusiów. Próba kradzieży kończy się tragicznie - ginie starsza kobieta. Strażnicy reagują bardzo szybko, w strzelaninie ginie dwójka uciekających napastników. Ostatniemu, nastoletniemu Miguelowi, udaje się ukryć. Policja nie zostaje jednak zawiadomiona o całym incydencie, ponieważ rozwścieczeni mieszkańcy postanawiają sami wymierzyć sprawiedliwość...
Walka Miguela o przetrwanie stanowi dla reżysera pretekst do zadawania niezliczonej ilości pytań. Czym jest sprawiedliwość? Czy można w jakiś sposób usprawiedliwić zemstę? Gdzie jest granica pomiędzy obroną konieczną, a zwykłym zabójstwem? Czy istnieją jeszcze rzeczy, których nie można kupić? Na szczęście Plá nie podaje gotowych odpowiedzi, nie narzuca nam także swojego zdania - na pierwszy rzut oka wydawać się może, że film jest jednoznaczną krytyką społeczności Zony. Jest to jednak interpretacja bardzo płytka, zważywszy na równie negatywne ukazanie świata z drugiej strony muru - przemoc, bieda, korupcja na najwyższych szczeblach władzy. Czy to początek ostatecznego upadku cywilizacji? Plá zostawia nam promyk nadziei w osobie Alejandro. Nastolatek, który stara się pomóc ściganemu chłopcu, jako jedyny wydaje się być nieskażony złem tego świata i kieruje się pewnymi wartościami, a nie chęcią zemsty.
Oprócz Alejandro, którego poznajemy nieco lepiej, postacie ukazane są dość powierzchownie. Kluczową rolę stanowią tu bowiem nie jednostki, ale grupa jako całość, grupa która w bardzo dużym stopniu determinuje zachowanie poszczególnych osób. Przewodzący lokalnej społeczności Gerardo (Carlos Bardem), fanatyczna Andrea (Marina de Tavira), Daniel (Daniel Giménez Cacho), którym z czasem zaczynają targać wątpliwości, a także Diego (Andrés Montiel), jedyny mieszkaniec osiedla, który nie boi się otwarcie sprzeciwić ogółowi - są oni jedynie odzwierciedleniem różnych, typowych z socjologicznego punktu widzenia, postaw członków zamkniętych społeczeństw. Przez takie podejście ciężko wyróżnić kogokolwiek z obsady, co w tym wypadku jest jednak zaletą - traktujemy ich jako grupę, nie jako zbiór indywidualności. Poza tym wszyscy zagrali po prostu naturalnie, co w tego typu filmie wydaje się najważniejsze.
„Zona” jest jednym z obrazów, podczas analizy których niezbyt dużą uwagę zwraca się na techniczne aspekty sztuki filmowej, gdyż fabuła niemal w całości pochłania ludzką uwagę. I choć Plá zadanie z reżyserii odrobił całkiem dobrze, to i tak została ona całkowicie zdominowana przez filmową historię. Tragiczną i niestety tak realną...