Minęło dokładnie dwadzieścia lat od premiery pierwszej części „Dnia Niepodległości”. To sporo czasu, zwłaszcza jeśli chodzi o rozwój kinematografii i efektów specjalnych. W pierwszym filmie stały one, jak na tamte czasy, na wysokim poziomie, a co dopiero są zdolni zrobić spece od efektów po tak długim okresie. Oczywiście efekty to najmniejsze zmartwienie, jeśli chodzi o miłośników pierwszego filmu – oni raczej obawiali się, czy dwójka będzie miała w sobie ducha tego, co twórcy zaserwowali w pierwszym obrazie. Były obawy, ale, na szczęście, całkiem bezpodstawne, bo „Odrodzenie” okazało się godnym następcą.
Po wydarzeniach przedstawionym w pierwszej produkcji mija dwadzieścia lat. Na świecie zapanował pokój – nie ma wojen, gdyż państwa po tragicznych wydarzeniach zacieśniły więzi między sobą. Do tego dzięki technologii obcych ta ziemska mocno się rozwinęła. Na Księżycu powstała specjalna baza, a zarazem punkt obrony Niebieskiej Planety przed kosmicznym zagrożeniem. Życie na Ziemi płynie swoim rytmem – do czasu aż niektórych mieszkańców planety, dokładniej kilku z bohaterów znanych z pierwszego filmu, zaczynają nawiedzać dziwne sny. Protagoniści czują, że niebawem powróci koszmar. Tym razem niszczycielskie siły będą potężniejsze i o wiele bardziej bezwzględne. Czy tym razem ziemianie także powstrzymają najeźdźców?
Zacznijmy od efektów specjalnych, które rzeczywiście rozwinęły się od tych zaprezentowanych w pierwszym filmie. Ale jeśli boicie się, że poczujecie przesyt komputerowych ingerencji, spokojnie, nic takiego nie ma miejsca. Widać, że sporo się zmieniło w tym zakresie, ale twórcy zadbali o to, by dwójka nie przytłoczyła widzów efektami specjalnymi. Jest ich całkiem sporo, ale są „delikatne”, a nie nachalne i rzucające się w oczy swoją nienaturalnością. I całe szczęście, bo gdyby zastosowano zasadę „im więcej, tym lepiej”, obraz wyglądałby jak mały filmowy potworek.
A fabularnie? Dzieje się i to całkiem sporo. Widać sporo nawiązań do pierwszej części. Jeśli myślicie, że „Odrodzenie” można obejrzeć bez znajomości jedynki, mylicie się. To ściśle powiązana z pierwowzorem kontynuacja, która nie przypomina wydarzeń z jedynki. Pojawia się kilka nowych postaci, ale większość to persony znane z „Dnia Niepodległości”.
Film trzyma w napięciu od początku do końca, a im dalej w las, tym widz dostaje więcej zastrzyków płynnych emocji. Bo czego tutaj nie ma: groźne UFO, wściekli ludzie, większy statek kosmiczny, i to o wiele większy, ogromna skala zniszczeń. A to wszystko odbiorca ogląda z zapartym tchem.
„Dzień Niepodległości: Odrodzenie” nie rozczarowuje. To bardzo dobra kontynuacja, która usatysfakcjonuje każdego miłośnika pierwowzoru. Przemyślana i dopieszczona historia zasługuje na uznanie kino maniaków i nie tylko.