Od pojawienia się w kinach „Sierocińca” Juana Antonio Bayony, a następnie „[Rec]” Jaume Balagueró i Paco Plazy, na Hiszpanów zwróciły się oczy wszystkich miłosników horrorów. A skoro jest popyt na filmy z Półwyspu Iberyjskiego, musi być i podaż. Naprzeciw oczekiwaniom widzów postanowił więc wyjść Elio Quiroga ze swoimi „Wezwanymi”.
Główną bohaterką nowego filmu grozy rodem z Hiszpanii jest Francesca, która po dziesięciu latach od straty dziecka wciąż nie może się z nią pogodzić. Kiedy rodzi synka, wraz z mężem przeprowadza się, a jakże, do starego domu poza miastem, gdzie ma znaleźć spokój i uporać się z demonami przeszłości. Jak nietrudno się domyślić, ze spokoju nici, a demony, dręczące kobietę i jej rodzinę, okazują się być zupełnie innego rodzaju. Równolegle do rodziny, która zamieszkała pod złym adresem, poznajemy ojca Miguela, należącego do pewnej organizacji kościelnej, badającej autentyczność cudów. Losy księdza i Francesci krzyżują się za sprawą tajnych kronik filmowych, powstałych za czasów dyktatury generała Franco.
Fabuła „Wezwanych” jest bardzo nierówna. Słabo i schematycznie wypada główny wątek nawiedzonego domu, o wiele lepiej pełniący rolę drugoplanową motyw ojca Miguela, jego niecodziennej profesji i tajemniczych, stworzonych na zlecenie kościoła kronik filmowych. Mimo słabszych momentów powinna jednak przypaść do gustu wszystkim miłośnikom teorii spiskowych związanych z Kościołem katolickim, w tym wielbicielom Dana Browna. Im dalej w las, tym jednak gorzej. Choć twórcy bardzo konsekwentnie próbują zbudować klimat i napięcie, ciężko zaskoczyć widza czymś, co widział już dziesiątki razy. Co więcej, Hiszpanie zaadaptowali na swoje potrzeby motyw diabolicznych małych dziewczynek, a pojawiającą się raz na ekranie kreaturę z ludzkich członków, ciężko traktować inaczej, niż w kategorii żartu. O oryginalności i strachu można więc zapomnieć. Najbardziej przerażająca w całym filmie okazuje się... elektroniczna niania, ze swoim złowieszczym szemraniem.
Szczerze mówiąc nie wiem skąd tyle pozytywnych opinii o „Wezwanych”. Większa w tym chyba zasługa wcześniejszych hiszpańskich horrorów niż samego filmu Elio Quiroga, bo o ile „Sierociniec” wyróżniał się naprawdę ciekawą fabułą, a „[Rec]” wprowadzał trochę świeżości do kina grozy, o tyle „Wezwani” to w rzeczywistości standardowy horror, budowany wedle hollywoodzkiego schematu. A różnica w klimacie między hiszpańskim filmem a jego amerykańskimi odpowiednikami wynika tylko z odmiennego języka, którym posługują się bohaterowie, a nie ze skomplikowanej i ciekawej fabuły czy innowacyjnego podejścia do tematu. Jeśli jednak komuś podobali się „Udręczeni”, których niedawno mogliśmy oglądać w naszych kinach, prawdopodobnie polubi i „Wezwanych”, bo to po prostu więcej tego samego, tyle że rodem z Hiszpanii...