Co otrzymamy, kiedy do jednego filmu zatrudnimy czwórkę znanych gwiazd
kina: Michaela Douglasa, Roberta De Niro, Morgana Freemana oraz Kevina
Kline’a? Produkcję doskonałą czy nieporozumienie roku? A kiedy jeszcze
film okaże się komedią w stylu „Kac Vegas” pięćdziesiąt lat później? Hit
czy kit? Wielokrotnie przekonałam się o tym, że dobre nazwiska stanowią
markę, ale nie gwarantują ciekawego widowiska. O dziwo, w tym przypadku
nie okazało się to prawdą.
Billy żeni się – nareszcie, po wielu,
wielu latach dochodzi do wniosku, że czas zdecydować się na ten krok i
porzucić życie wiecznego kawalera. Jego przyjaciele z dzieciństwa, Sam i
Archie, postanawiają wyprawić mu z tej okazji wieczór kawalerski. Jakie
amerykańskie miasto nadaje się do tego lepiej niż Las Vegas? Jest tylko
jeden problem – muszą jakoś przekonać czwartego muszkietera- Paddy’ego,
by do nich dołączył. A to nie będzie takie łatwe, gdyż on i Billy żywią
do siebie stare urazy.
Nazwiska zobowiązują. Kiedy widzi się
zestawienie takich person, jak te wymienione przeze mnie wyżej, stawia
się dość wysoko przysłowiową poprzeczkę. Nie inaczej było w moim
przypadku. W końcu ani Douglas, ani De Niro nigdy mnie nie rozczarowali,
zawsze dawali z siebie sto procent. A tym razem… również pokazali, że
nie są podrzędnymi aktorzynami, którzy cudem podbili Hollywood. Zresztą
Freeman i Kline również. Cała czwórka pokazała, że dla dobrego aktora
nie ma rzeczy niemożliwych.
Główni bohaterowie to dojrzali mężczyźni
w sile wieku. Film pokazuje historię ich przyjaźni – „jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego” – oraz problemy, z jaki muszą się
zmagać; choroby, utrata bliskiej osoby, odnalezienie sensu życia.
Pokazanie dwóch światów, ludzi młodych i starszych, daje do myślenia.
Produkcja uświadamia, że będąc w sile wieku wcale nie trzeba wegetować w
domu i martwić się o to, czy jutro nadejdzie. Można być Bilbo Bagginsem
wyruszającym na przygodę. W końcu nigdy nie jest się za starym na
spełnienie swoich marzeń.
Żeby nie było zbyt emocjonalnie, „Last
Vegas” to również komedia, w której pojawia się sporo humoru słownego,
sytuacyjnego i postaci. Wbrew zasłyszanym opiniom, śmiałam się na tym
filmie – wyczyny głównych bohaterów były zabawne i wywoływały na sali
gromki śmiech. Może nie jest to komedia najwyższych lotów, jednak skoro
gwarantuje dobrą zabawę, nie zarzucę jej wyprania z humoru.
Czy warto
zobaczyć ten film? Według mnie tak. Niezła propozycja na zakończenie
roku – wesoło, ale z puentą. Czy „Last Vegas” jest jedną z najlepszych
komedii 2013? Niekoniecznie, widziałam inne, zabawniejsze. Jednak nie
potrafię powiedzieć złego słowa na ten film. Możne dlatego, że byłam
przygotowana na produkcję, którą zaszufladkuję jako nieudaną? A taka nie
jest.