Inspektor Jacques Clouseau znów w akcji, a wraz z nim szansa na świetną zabawę i inteligentną komedię! „Różowa Pantera 2” pomimo tego, że nie dorasta do poziomu pierwszego obrazu, (podobno również tym „Panterom” z Peterem Sellersem), to jednak ciągle jest lekka i bardzo śmieszna. Czasem aż za bardzo.
Inspektor Clouseau (Martin) łączy siły z detektywami z innych europejskich krajów, tak samo nieudolnymi jak on, aby pokonać międzynarodową falę kradzieży. Ich misja: zatrzymać owych złodziei, którzy specjalizują się w kradzieży historycznych artefaktów oraz odnaleźć skradziony diament - Różową Panterę.
Przyznam, że przed remake'ami z Martinem, „Różowa Pantera” kojarzyła mi się jedynie z charakterystyczną muzyczką z filmu, który pamiętam przez mgłę, podobnie jak jego gwiazdę - Petera Sellersa, dlatego nie potrafię w jakikolwiek sposób porównać oryginału z nową panterą. Obraz z Martinem to bardzo zabawna i niegłupia komedia. Nie znajdziemy w niej, charakterystycznych obecnie dla tego gatunku, wulgaryzmów czy scen, w których bohaterowie będą prześcigać się w wymiotowaniu na odległość. Twórcy trafnie postawili na humor sytuacyjny i słowny. Problemy z wymową głównego bohatera bawią tak samo jak w pierwszej części, a przede wszystkim pojawia się ulubione słowo Clouseau - „hamburger”, którego, oczywiście, pan inspektor ciągle nie potrafi wypowiedzieć. Drażni nieco zbytnie podobieństwo do pierwszego obrazu, bowiem mnóstwo scen jest wręcz wyjętych z poprzedniego filmu. Pomimo tego, że momentami gagi są zbyt naciągane, to jednak ciągle bardzo zabawne oraz utrzymane w klimacie produkcji. Dobrze wygląda fabuła komedii, która została lepiej posklejana w porównaniu do „jedynki”, a historia przedstawiona w niej jest dość interesująca i niezbyt schematyczna.
Niekwestionowanym walorem obrazu jest wyśmienita gra aktorska. Steve Martin dobrze radzi sobie w roli wiecznie zakręconego Clouseau. Widzimy, że aktor świetnie czuje się jako inspektor, dzięki czemu cały seans niezmiernie bawi widza. Martin, przyćmiony został jednak przez drugi plan, a dokładnie Andy'ego Garcie w typowej dla siebie roli elegancika i amanta, Alfreda Molinę jako elokwentnego detektywa ze Scotland Yardu, Jeana Reno w roli spokojnego i opanowanego podwładnego Clouseau – Pontona czy uwodzicielską Aishwarya Rai. Na szczególną uwagę zasłużył John Cleese, który brawurowo wcielił się w postać rozhisteryzowanego komendanta Dreyfusa. Każda jego wizyta na ekranie wzbudza salwy śmiechu. Uważam, że tak naprawdę to właśnie on, pomimo mniejszej roli, jest prawdziwą gwiazdą „Pantery”.
Kogo Martin nie zachwycił „jedynką”, to również i tym razem tego nie zrobi. Uważam, że „Różowa pantera 2” pomimo pewnych niedociągnięć i momentami naciąganego poczucia humoru jest jednak bardzo zabawną komedią, która zasługuje na poświecenie jej uwagi, szczególnie w letnie, deszczowe wieczory. Gwarantuje dobrą zabawę. Polecam.