W mistycyzmie i folklorze żydowskim dybuk to dusza zmarłej osoby, która za życia wyrządziła wiele złego. Po śmierci duch nie może opuścić ziemskiego padołu, został bowiem skazany na wieczne błąkanie się po świecie ludzi. Dybuk jest jednak w stanie opętać żywego, zawładnąć jego ciałem i przejąć je.
Em, najmłodsza córka Stephanie i Clyde’a, podczas weekendu ze swoim ojcem trafia na garażową wyprzedaż. Dziewczynce wpada w oko drewniana szkatułka, która jest opatrzona hebrajskimi napisami. Postanawia kupić pudełko. Kiedy Em otwiera szkatułkę okazuje się, że są w niej ukryte dziwne przedmioty. Ale nie tylko. Po pewnym czasie wychodzi na jaw, że skrzyneczkę zamieszkiwał również zły duch – dybuk.
„Kronika opętania” to kolejny horror, w którym zła dusza dostaje w swoje posiadanie człowieka. Tym razem ofiarą zła staje się mała dziewczynka. Trudno nazwać ten film strasznym albo przerażającym. Ciężko również powiedzieć, by był nowatorski. Wystarczy wspomnieć takie tytuły jak kultowy „Egzorcysta”, „Stygmaty”, „Egzorcyzmy Dorothy Mills” czy „Demon: Historia prawdziwa”, aby przekonać się, że ten temat przewija się w bardzo dużej ilości produkcji z gatunku horroru.
Prowadzenie kamery oraz gra barwą i światłem to elementy, które nadały filmowi smaczku, sprawiły, że pojawił się klimat. Dzięki nim lepiej odbierało się historię rodziny, która musi zmierzyć się ze złym. To głównie one budowały klimat filmu.
Gra aktorska nie była może rewelacyjna czy nawet bardzo dobra, jednak nie miało się wrażenia sztuczności. Znany fanom serialu „Supernatural” Jeffrey Dean Morgan wypadł najbardziej przekonywająco. Równie dobrze wyszła Natasha Calis. Kiedy oglądam niektóre horrory, aż chce mi się śmiać, bowiem aktorki (albo aktorzy) wcielający się w rolę opętanych robią to w mało przekonywający sposób, co doprowadza do absurdalnej sytuacji. Zamiast strachu czuję zażenowanie. Tutaj nie doświadczyłam czegoś takiego.
Bardzo mocno rozczarowały mnie efekty specjalne. Dybuk został… niedopracowany. Przypominał jakiegoś skarłowaciałego ufoludka, nie był straszny i na pewno nie wywołał u mnie efektu przerażenia. Raczej zdziwienia i pewnej konsternacji.
Muzyka świetnie wkomponowywała się w opowiadaną historię, podkreślała ponury i przytłaczający nastrój. Jest jednak małe „ale”, nie była wyrazista. Po wyjściu z sali kinowej natychmiast o niej zapomniałam. Ścieżka dźwiękowa do „Kroniki opętania” nie miała w sobie tego „czegoś”, odeszła w zapomnienie. Pamiętam, że była, stanowiła dobrą otoczkę do filmu… i tyle.
Elementem, który bardzo mi się spodobał był język, jakim mówił dybuk. Okazało się bowiem, że jest nim język polski. Wsłuchiwanie się w słowa wypowiadane przez ducha były największą atrakcją seansu.
Mimo tych kilku mankamentów film mi się podobał. Może nie był najlepszym horrorem, jaki ostatnio widziałam, nie był też w pierwszej dziesiątce, jednak na pewno warto go obejrzeć. Jeśli jest się fanem tego gatunku, „Kronika opętania” to pozycja obowiązkowa.