„Paranormal Activity” to niezależna produkcja, która pobiła kasowy rekord „Blair Witch Project” i w ciągu pierwszych pięciu tygodni emisji zarobiła aż 65 milionów dolarów, co przy niewielkich kosztach produkcji (około 15 tysięcy dolarów) robi naprawdę ogromne wrażenie. Swój sukces w dużej mierze zawdzięcza na pewno studiu Paramount Pictures, które zauważyło w niej znaczący potencjał i postanowiło zainwestować w jego promocję. W ten sposób z zupełnie nieznanego obrazu, „Paranormal Activity” stał się światowym hitem.
Bohaterami historii są Micah i Katie. Młodą parę narzeczonych w ich własnym domu nękają nadprzyrodzone zjawiska, które oboje usiłują wyjaśnić i zakończyć tak szybko, jak to tylko możliwe. Początkowo słyszą jedynie odgłosy kroków, głuchy stukot, jakby ktoś chodził po domu. Wszystko wskazuje na to, że celem tajemniczych sił jest Katie. Z czasem cała sytuacja się pogarsza. Nadpalona zostaje tabliczka Ouiji, którą Micah przyniósł do domu, aby skontaktować się z duchem i dowiedzieć się, czego chce. Potem jednej nocy razem z Katie znajdują na strychu zdjęcie z jej starego domu, który doszczętnie spłonął. Na koniec Micah odkrywa w internecie historię Diany - dziewczyny, która żyła w latach 60., a jej losy przypominały dokładnie to, co teraz spotykało Katie. Wiedząc, że w poprzednim przypadku nie pomogły nawet egzorcyzmy, postanawiają uciec i zamieszkać w hotelu, mając nadzieję, że wszystko zostawią za sobą. Katie przekonuje chłopaka, aby jeszcze jedną, ostatnią noc spędzili w domu…
„Paranormal Activity” to niezwykły obraz. Całość przy użyciu zaledwie jednej kamery nakręcono już w 2006 roku w domu Orena Peliego, pomysłodawcy, reżysera i scenarzysty całego przedsięwzięcia. Tak więc film trochę się naczekał nim zadebiutował na dużym ekranie. Dwójka aktorów odgrywających główne role to Katie Featherston i Micah Sloat. Peli odkrył ich w trakcie sesji castingowej w Hollywood. Kiedy zestawił ich razem ze sobą wiedział, że to właśnie ich potrzebował. W perfekcyjny wręcz sposób zagrali parę, zupełnie jakby naprawdę znali się kilka dobrych lat. Zresztą wszystkie dialogi, emocje, reakcje na wydarzenia są bardzo naturalne. I za to należy się ogromny plus. Kolejny należy się za sposób przedstawienia zjawisk paranormalnych, które w zasadzie opierają się jedynie na doznaniach słuchowych oraz reakcjach, jakie wywołują na głównych bohaterach. A całe napięcie i strach widz buduje w sobie właśnie na ich podstawie.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że doczekaliśmy się nareszcie niezłego horroru, w którym nie latają odcięte kończyny, krew nie leje się litrami, ani nie ma w nim żadnych dziwnych, włochatych bestii. Tutaj strach przedstawiono naturalnie, tak jak powinno się to robić. W końcu ilu z nas bało się kiedyś położyć spać, bo wierzyło, że w mroku nocy czai się coś nieuchwytnego, coś złego? Strach musi być prawdziwy, by widz mógł w niego uwierzyć. Dlatego twórcy produkcji tego gatunku bardzo uważnie powinni przyjrzeć się dziełu Peliego i wziąć z niego przykład.
Polska premiera filmu będzie miała miejsce dopiero 20 listopada, ale warto na nią czekać. „Paranormal Activity” jest na pewno lepszy niż szósta już odsłona „Piły” czy kolejna część „Rec” choćby tylko dlatego, że to zupełnie coś innego.