Jak długo istnieje świat i kino, tak długo jesteśmy katowani apokaliptycznymi wizjami końca świata. Bywają to produkcje ciekawe, oryginalne, nakręcone z polotem i rozmachem, jednak na ogół są to kiepskie filmy, w których mamy do czynienia z wychowawczym bełkotem twórców. Przykładem tych udanych mogą być np. „Terminator” czy ostatnio choćby „2012”. Do tej drugiej grupy zalicza się „Legion” Scotta Stewarta, obraz, który pomimo swej „kontrowersyjności” nie wnosi do kanonu gatunku zupełnie nic nowego.
Grupa przypadkowych, obcych sobie ludzi, odciętych od świata w przydrożnym barze na pustkowiu amerykańskiego Południowego Zachodu, nieoczekiwanie staje się ostatnią deską ratunku dla ludzkości. Młoda kelnerka ma urodzić dziecko, które przyniesie ocalenie naszemu zepsutemu, zdemoralizowanemu światu. Ale potężne siły, które najwyraźniej mają już dosyć kłopotów z rasą ludzką, zrobią wszystko, by zniszczyć maleństwo i temat ludzkości uznać za zamknięty.
„Legion” można podsumować jednym słowem: porażka. Niemal wszystkie elementy składające się na odbiór obrazu można uznać za zdecydowanie zbyt słabe i niewystarczające, by film mógł przypaść do gustu przeciętnemu widzowi. Jednym z największych mankamentów obrazu jest fabuła, a w zasadzie jej brak. Twórcy prawdopodobnie siedząc w kościele w czasie Bożego Narodzenia, oglądali pod ławką jakiś horror o zombie, po czym wpadli na „rewelacyjny” pomysł połączenia horroru z „boskim fantasy”. Tak więc na ekranie mamy (nie)przyjemność oglądać Maryję, zwaną tutaj Charlie, samotną matkę, z pewnością „pokalaną”, której dziecko jest efektem, jak to się teraz mówi, wpadki. Józef jest tu zniewieściałym i przygłupim mechanikiem samochodowym. Urocza para! Kolejnym słabym elementem produkcji są przegadane dialogi. Słuchając ich, odniosłem wrażenie, że twórcy napisali scenariusz na kolanie, bez jakichkolwiek późniejszych poprawek. Patetyczne wypowiedzi bohaterów śmieszą, a scenarzyści momentami usiłują nawet uczyć nas tego, jak mamy żyć, oczywiście wiadomo z jakim skutkiem... Zastanawiam się, po co w takim filmie jak „Legion” tego typu zapędy? Horrory powinny być produkcjami jedynie rozrywkowymi, a nie aspirować do roli dramatu. Bawi także irracjonalne zachowanie bohaterów obrazu, jeszcze głupszych od zombie, którzy jak zwykle robią to, czego nie powinni, idą tam, gdzie rozumny człowiek by nie poszedł i „zaskakują” bohaterskim, heroicznym i bezsensownym zachowaniem. Reasumując, niech żyje wtórność!
Na ogół twórcy widząc słabe strony fabuły i dialogów, próbują je przykryć ciekawymi efektami specjalnymi, pełną rozmachu akcją, napięciem, mrocznym klimatem, dobrze dobraną obsadą i muzyką. W „Legionie” Stewarta żaden z tych elementów jednak nie działa. Na zapierające dech w piersiach efekty nie ma co liczyć, ponieważ jak widać producentom brakło dolarów, by zaprezentować widzom coś ciekawego dla oka, przez co obraz można zaliczyć do horrorów klasy C. Rozmachu jest tu tyle, co u flegmatyka pośpiechu, napięcia tyle, co w „Klanie”, mrocznego klimatu, jak w powieściach Grocholi, a aktorzy (poza Paulem Bettany) swoim kunsztem przypominają przedstawicieli handlu obnośnego, którzy usiłują sprzedać nam słaby jakościowo produkt.
Jedyną jasną stroną obrazu jest naprawdę ciekawy zwiastun, zachęcający do obejrzenia tego koszmaru oraz jedna z pierwszych scen, gdy na ekranie pojawia się zabawna i demoniczna babcia. W tym miejscu możemy zaobserwować nawiązanie do „Wrót do piekieł” Sama Raimiego.
Powracając do obsady, znalazłem w niej jeden mocny punkt. Jest nim Paul Bettany. Widać, że aktor jest świadom słabych dialogów, ale pomimo to dobrze czuje się w swojej roli. Gwiazdor produkcji co prawda pozbawia wizerunek anioła tajemniczości i mistycyzmu, jednak swą kreację wzoruje na obrazach z Arnoldem Schwarzeneggerem, tworząc z Michała prawdziwego twardziela. Nawet tak solidny aktor jak Denis Quaid zawodzi na całej linii i jeśli myślicie, że gorzej być już nie może, to jesteście w błędzie. Reszta obsady jest jeszcze gorsza, dlatego nie zamierzam jej poświęcać czasu w tej recenzji.
W pewnej scenie „Legionu” jeden z bohaterów stwierdza, że Bóg zniszczy świat, ponieważ „ma już dość tego pieprzenia”. Całkowicie zgadzam się w tej kwestii z Bogiem, tyle że ja chętnie zniszczyłbym wszelkie kopie „Legionu”, a jego twórców torturowałbym wielokrotnym seansem tego filmu. Ten obraz nie jest nawet stratą czasu, on jest jego rabunkiem. Stanowczo odradzam tę produkcję!