Najnowszy film duetu Aneesha Chaganty'ego i Seva Ohaniana nie jest już tak nowatorski pod względem formalnym jak „Searching”. Twórcy zachowali jednak wątek nadopiekuńczej matki. Tym razem autorzy scenariusza nie budowali intrygi wokół rodzicielki, a zwrot akcji został przeniesiony na tożsamość bohaterki, a nie jej czyny. Działania Diane Sherman (Sarah Paulson) od początku prowadzą do ponurych wniosków. Wymowny jest także tytuł produkcji. W polskim tłumaczeniu odwołuje się do „Uciekaj!”, choć z horrorem Jordana Peelego ma niewiele wspólnego. W oryginale zamiast wykrzyknika znajduje się kropka – znak kończący ciąg wymienionych na początku filmu zespołów zaburzeń, na jakie cierpi Chloe (w tej roli debiutantka, Kiera Allen).
Przedstawiony rytm dnia i rytuał rodziny skupiają się na relacji zawężonej do matki i córki. Ojciec nie zostaje wspomniany, nie ma po nim żadnych fotografii. Rozmowy ograniczają się do lekcji – pomimo tego, że akcja dzieje się współcześnie, dziewczyna pobiera nauki w domu. To matka, a nie aplikująca do college'u nastolatka, znajduje się w szkole. Na zebraniu rodziców zapewnia, że nie dopadł ją syndrom opuszczonego gniazda, a jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że obie kobiety biorą udział w niepisanym wyścigu po pocztę, wśród której ma znaleźć się list zatwierdzający do wybranej uczelni. Atmosfera niepokoju zostaje zbudowana niemal od pierwszych minut.
Działania Diane są podejrzane już przy pilnowaniu dziecka, kiedy ma badany poziom cukru. Matka wskazuje wysoki poziom jako „lekko” przekraczający normę, natomiast niebezpiecznie niski, co prawidłowo wskazała córka, za „tylko trochę”. Nagromadzenie takich chorób, jak insulinoodporność, astma oraz niedowład kończyn u jednej osoby zaczyna budzić wątpliwości. Również Chloe przez przypadek zaczyna nie dowierzać w swój stan zdrowia i próbuje ustalić skład przyjmowanych leków. Odcięta od internetu wykonuje telefon do przypadkowej osoby. Scena, która przypomina „Komórkę” (2004, reż. David R. Ellis), zmienia kategoryzację produkcji z dramatu na thriller.
Nie jest to pierwszy dreszczowiec przedstawiający codzienne zmagania chorej bohaterki, której grozi niebezpieczeństwo. Warto przypomnieć „Manhuntera” Michaela Manna, „Blink” Michaela Apteda czy „Jennifer 8” Bruce'a Robinsona. Wszystkie postaci były niewidome. U Chaganty'ego i Ohaniana niepełnosprawność to fizyczne więzienie. Jednak techniczne zdolności bohaterki pozwalają jej na pokonywanie barier, nawet za cenę i tak nadwątlonego już zdrowia. Determinacja w dążeniu do poznaniu prawdy jest silniejsza. Tym samym twórcy zdają się wypaczać ideę przedstawienia osób cierpiących na poszczególne choroby. Szczególnie, że wykonanie dalekie jest od uzasadnionego.
Produkcja kieruje się własną logiką i nie należy oczekiwać od niej wiarygodności. Jednakże trudno współczuć i kibicować Chloe przemierzającej dach w brudnych skarpetkach na stopach, na których nie może ustać i z wodą w ustach. Reżyser osiągnął efekt komiczny, zupełnie jak Ari Aster w „Hereditary. Dziedzictwo”, przy czym twórca horroru z pełną świadomością uzyskał ten efekt. Na korzyść scenariusza należy zaliczyć postawę Toma (Pat Healey), listonosza. Nareszcie postronny obrońca nie okazuje się naiwny lub powolny w swych działaniach. Również usytuowanie bohaterek zasługuje na uznanie. Chloe reprezentuje sumienie matki. Mieszka na piętrze, chociaż prościej byłoby, aby zajmowała parter. Natomiast wszystkie swoje tajemnice Diane przechowuje w podświadomości, którą symbolizuje piwnica.
Wyraźna zaborczość opiekunki przypomina postępowanie Louise (genialna Karin Viard) z ekranizacji „Kołysanki” Leili Slimani (2019, reż. Lucie Borleteau). O trudnej miłości informuje także okładka wydania DVD i prezentowane fotosy. Nie poznajemy całej historii Sherman, a jej gorące modlitwy nad życiem noworodka i blizny na plecach przypominają kreacje z obu filmowych adaptacji „Carrie”, pozostając jedynie tropem do odczytania charakteru postaci, aniżeli pełnego jej zrozumienia. Dla Sarah Paulson to rola wprowadzająca do przedstawienia siostry Mildred Ratched, kolejnej wspólnej produkcji aktorki z twórcami „American Horror Story”, Ryana Murphy'ego. Dzięki niemu kariera Kanadyjki nabrała zasłużonego tempa. Partnerująca jej Kiera Allen nie mogła pochwalić się talentem Kristen Stewart, która zachwycała w „Azylu” Davida Finchera. Niemniej jednak aktorka w pełni opanowała poruszanie się na wózku inwalidzkim. Epilog filmu sugeruje, że przed debiutantką jest jeszcze wiele pracy, jak również wiele równie wymagających podobnego zaangażowania ról.
Realizacja przyjmuje punkt widzenia młodszej postaci. Dźwięk zostaje wyciszony, wskazując na stan emocjonalny Chloe. Ten zabieg ma na celu wzbudzić w odbiorcach więź z młodą dziewczyną. Zdjęcia Hillary Spery to dedukcyjne kadry skupiające uwagę od przestrzeni otwartej po detal. Przeważają w scenach ukazujących wydarzenia w domu. Natomiast indukcyjne przedstawienie spotkania z rodzicami prowadzi do wielu wniosków, aby rozwiać domysły szerokim ujęciem sali. Znamienne są dwie sekwencje: ratowanie noworodka otoczonego lekarzami i płukanie żołądka Chloe. Nie jest to stricte „Lekcja anatomii doktora Tulpa” Rembrandta, niemniej obie budzą plastyczne skojarzenie. U operatorki detal dominuje w zaakcentowaniu istotnych przedmiotów, co cechuje kino gatunkowe. Fiolka leków, przecięty kabel telefoniczny czy wycinek gazety to zdjęcia informacyjne, które nie wymagają dodatkowego wyjaśnienia.
Stale ukazywany domowy ogródek zawiera sugestię, że nawet spożywane jedzenie tylko z pozoru jest wyrazem troski. Wszak nie bez przyczyny pomidory rosły również w „Kolacji z arszenikiem” (1995, reż. Stacy Title). Od czasu „Kła” Yórgosa Lánthimosa rodzicielstwo staje pod znakiem zapytania. Figury matki i ojca są kwestionowane. W dobie #metoo, kiedy kobiety walczą o szacunek do siebie i egzekwowanie równouprawnienia, nagle na pierwszy obraz kobiety jako matki wysuwa się wizerunek morderczyni, jaki kreowała Kathleen Turner niespełna trzydzieści lat temu („W czym mamy problem” Johna Watersa). Dlaczego powraca wypaczona wizja rodzicielki? Czy kobiece postaci w kinie muszą wybierać między strojem superbohaterki a realizacją macierzyństwa? Zupełnie inny kierunek podejmują twórcy „Iniemamocnych”. Pewne jest, że kiedy w kinematografii rola matki chwieje się w posadach, zwiastuje to przemiany kulturowe. Oby efekt końcowy nie pozwolił na pogłębienie podziałów, a wszelkie aspekty społeczne zostały należycie ujęte, czego nie dokonali twórcy „Biegnij!”.
Wydanie DVD zawiera zwiastun filmu i zapowiedzi innych produkcji. W menu wkradła się literówka – niczym przypomnienie, że oglądany obraz to pewien dysonans poznawczy.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.