„Niewinna” – oryginalny tytuł „The Other Man” (swoją drogą , jak zwykle polscy tłumacze stanęli na wysokości zadania) to jeden z najsłabszych, wspinających się na szczyty żenującego poziomu film, jaki zdarzyło mi się ostatnio obejrzeć. Banał i nuda to słowa, które wystarczyłyby za opis całego przedsięwzięcia. Ewentualnie dodatkowo można dorzucić bezsens i brak jakiejkolwiek (nawet najbardziej pokrętnej) logiki.
Przejdźmy więc do uzasadnienia tych jakże negatywnych odczuć, gdyż rada, ażeby wybrać się samemu i ocenić wydaje się autorce szczytem sadyzmu. Zacznijmy od fabuły, która pozostaje ciągle tajemnicą, podobnie jak umysł twórcy scenariusza. Bohaterka filmu Lisa jest projektantką obuwia, kobietą sukcesu, szczęśliwą żoną i matką. Przy okazji nie narzeka także na nudę romansując z Antonio Banderasem (Ralph). Pewnego dnia znika, a zrozpaczony mąż (Liam Nesson) wszczyna śledztwo. Gdy odnajduje biednego Antonio, postanawia pograć z nim w szachy (!) przy okazji prowadząc bardzo interesujące rozmowy o życiu. W dalszej części filmu jest już tylko "lepiej".
Kolejny punkt programu to dialogi. Na tym polu szczególnie atrakcyjnie wypadają słowa męża bohaterki, który wyrażając całą swą wściekłość skierowaną w kierunku kochanka swej żony, stwierdza: „Nienawidzę tych jego różowych rączek” (w tym momencie zbliżenie zdjęcia dłoni Antonio). Wydaje się, iż lepiej nie można było ująć nienawiści w stosunku do drugiej osoby. Punktów programu można by wyróżnić jeszcze wiele, ale wydaje się, iż nie starczyłoby czasu antenowego. Dlatego zapraszam na reklamy. Byleby nie były one przed seansem „Niewinnej”. Chyba, że ktoś usilnie poszukuje sposobu odkupienia win, czy też postanowił zostać męczennikiem filmowym, bądź aż tak nienawidzi samego siebie. Choć w przypadku tej trzeciej opcji mniejszym złem byłoby obejrzenie np. trzygodzinnej oferty telezakupów.