Świat filmowy podbił rolą sympatycznych chłopców z sąsiedztwa. Jednak James McAvoy z każdym rokiem pokazuje, że stać go na znacznie więcej. Spełnia się w dramatach, ale również niszowych thrillerach. Jednak największą sławę przyniosły mu blockbustery.
James McAvoy urodził się w Glasgow i tam też spędził swoje dzieciństwo. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał 7 lat. Aby odwrócić swoją uwagę od rodzinnych problemów, młody James spędzał czas wolny na uprawianiu sportów. Trenował między innymi: szermierkę, rugby, a nawet boks. Jednak nie z tym chciał związać swoją przyszłość zawodową. McAvoy pragnął zostać misjonarzem. Aktorstwem zainteresował się dopiero później, choć debiut telewizyjny zaliczył stosunkowo wcześnie. Już jako szesnastolatek pojawił się w thrillerze "Bliski pokój". W 2000 roku ukończył Szkocką Królewską Akademię Muzyki i Dramatu, rok później zagrał w serialu produkcji HBO, "Kompania braci", w tym samym, w którym debiutował jego przyszły kolega, Michael Fassbender. McAvoy na długo nie rozstał się z telewizją. W latach 2004-2005 grał w bijącym rekordy popularności serialu "Shameless". Na planie tejże produkcji poznał swoją obecną żonę, Anne-Marie Duff, z którą ma syna. W 2005 trafił do Hollywood za sprawą ekranizacji powieści "Opowieści z Narni". W pierwszej części wcielił się w fauna Tumnusa. Z kolei w 2006 roku otrzymał nagrodę BAFTA dla "największej aktorskiej nadziei kina". Kolejne filmy z udziałem McAvoya to przede wszystkim dramaty, które zdobywały uznanie krytyków i świata filmowego. W 2006 roku pojawił się w "Ostatnim królu Szkocji", za co otrzymał pierwszą nominację do BAFTY dla "najlepszego aktora drugoplanowego". Rok później zagrał w "Pokucie", za co zdobył wiele pozytywnych opinii, a także nominację do Złotego Globa dla "najlepszego aktora". Od tej pory McAvoy miał już prostą drogę na sam szczyt Hollywood. W 2007 roku zagrał u boku Angeliny Jolie w filmie sensacyjnym "Wanted - Ścigani", a rok później ponownie spotkał się na planie ze swoją żoną w produkcji "Ostatnia stacja". Jednak można powiedzieć, że największy przełom w karierze szkockiego aktora nastąpił w 2011, gdy na ekranach kin pojawił się film "X-Men: Pierwsza klasa". McAvoy zdecydował się na udział w wielkiej, hollywoodzkiej produkcji i w dodatku nie miał zamiaru wcielać się w drugoplanową postać. Aktor zagrał młodą wersję Charlesa Xaviera, tym samym musząc zmierzyć się z kreacją, która do tej pory zarezerwowana była dla sir Patricka Stewarta. McAvoy poradził sobie śpiewająco i okazał się wręcz stworzony do tej pory. Jak profesor X był wiarygodny i naturalny, a sam film okazał się wielkim sukcesem.
Mimo pracy na planie wielkich produkcji, McAvoy nie zrezygnował z udziału w niszowych filmach. W 2013 roku można było podziwiać jego talent w "Transie" Danny'ego Boyle'a oraz ekranizacji powieści autora "Trainspottingu", "Filth". Druga wspomniana, póki co zdaje się być najlepszą rolą w dorobku McAvoya. Patrząc na niego w tym filmie, można się jedynie zastanawiać, gdzie była Akademia Filmowa, gdy rozważała nominacje do tegorocznych Oscarów. Rola McAvoy jest jedną z najlepiej zagranych ostatnich lat.