Po sukcesie „Johna Wicka”, którego nikt się nie spodziewał, kwestia czasu była realizacja kolejnej odsłony krucjaty płatnego zabójcy. Czy jednak oszczędny Reeves, mordobicie wyzierające z każdego kąta i estetyka obrazy, które za pierwszym razem oczarowały widzów, sprawdza się ponownie, czy będą tylko odgrzewanym, średniosmacznym gotowym żarciem?
Po dokonanej zemście w części pierwszej, Wick postanawia wrócić do spokojnego i uczciwego życia. Nie jest mu to jednak dane. Zgłasza się bowiem do niego Santiago D’Antonio z prośbą nie do odrzucenia. Po odmowie Wicka, D'Antonio wysadza mu dom i zgodnie z panującymi zasadami (kodeks płatnych zabójców i mafiozów), może wydać na niego wyrok śmierci, jeśli ten się nie ugnie i nie wykona powierzonego mu zadania. Wick ostatecznie się zgadza i „pomaga” pożegnać się z życiem siostrze Santiago Giannie. I od tego momentu zaczyna się na ekranie krwawa jatka, wszyscy polują na Wicka, który chce zabić Santiago.
Fabuła „Johna Wicka 2” jest chyba jeszcze bardziej uboga niż w pierwszej odsłonie. Zawiązanie akcji jest jeszcze krótsze i na pewno nie tak dobre i melodramatyczne. Trudniej uwierzyć w kodeks kierujący półświatkiem. Bardziej pasuje to do współczesnych rycerzy zebranych przy Okrągłym Stole niż zbirów, którzy za forsę są w stanie zabić każdego. Trudniej też uwierzyć w sam przedstawiony świat. W pewnym momencie miałam bowiem wrażenie, że wszyscy to mordercy, dosłownie wszyscy. Jakieś to mało wiarygodne, nawet jak na tak prosty obraz o mordobiciu.
Film dalej broni się wizualnie. Może nie jest tak baletowo, jak w części pierwszej, ale kilka scen naprawdę zapada głęboko w pamięć. Ze mną szczególnie został obraz śmierci Gianny D’Antonio oraz scena z lustrami, tak bardzo przywodząca na myśl legendarne „Wejście smoka”. Reszta to nic nowego. Kamera nadal podąża za Wickiem, który w estetyczny wizualnie sposób kładzie swoje ofiary trupem. Plus, że nadal robi to wrażenie. Minus, że już nie tak duże, jak za pierwszy razem.
Podobnie jest ze światem Johna Wicka, który w drugiej części został mocno rozbudowany. Scenografie i kompozycje, które składają się na miejsca akcji, oczarowują. Wnętrza, ruiny, podziemia, galerie. Wszystko to robi wrażenie i jest swego rodzaju wizualnym majstersztykiem. Jak wspomniałam wcześniej, to znowu największy plus obrazu.
Aktorsko jest poprawnie. Reevse ponownie wciela się w rolę małomównego super zabójcy widmo. Reszta ekipy jest mniej ważna, właściwie momentami niedostrzegalna. Gdzieś tam majaczy piękna Ruby Rose, czy charakterystyczny Laurence Fishburne, ale to tylko chwilowe. Na ekranie przede wszystkim króluje Reeves i gun-fu (czyli uzupełnienie walki wręcz o posługiwanie się bronią).
Wydanie DVD jest znowu bardzo bogate. Prócz bookletu, który zawiera informacje o produkcji i zwyczajowych trailerów premier kinowych i na DVD, na samej płycie znalazł się materiał o niespodziewanym sukcesie pierwszej części oraz bogatsze przedstawienie świata, w którym rozgrywa się akcja. Wszystko jest ciekawe i dobrze skomponowane.
Obraz nie jest rewelacją. Nie zrobił też na mnie takiego wrażenia jak pierwsza odsłona przygód super zabójcy. Niemniej jednak jako wizualna uczta dla oczu „John Wick 2” nadal trzyma fason i potrafi poważnie oczarować poetyckością obrazu.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.