„Opactwo Northanger” to druga ekranizacja powieści o tym samym tytule autorstwa Jane Austen. Jedna z pierwszych i według krytyków najsłabsza pozycja w jej dorobku literackim. Dopiero w następnych książkach, takich jak „Duma i uprzedzenie” czy „Rozważna i romantyczna”, ujawnia się prawdziwy styl Jane Austen.
Pierwszą adaptację „Opactwa Northanger” z 1986 roku wyreżyserował Giles Foster, a w główne role wcielili się tacy aktorzy jak: Katharine Schlesinger, Peter Firth, Ingrid Lacey, Jonathan Coy, Robert Hardy i inni. W ekranizacji z roku 2007 w reżyserii Jona Jonesa obsadzono w rolach głównych, idealnie dopasowanych do scenerii, Felcity Jones i Michaela Judda.
Jedno z dziesięciorga dzieci Państwa Moreland zostaje zaproszone przez zaprzyjaźnione małżeństwo z wyższych i bogatszych sfer do wspólnego pobytu w uzdrowiskowej, modnej miejscowości Bath. Dla dziewczęcia, dopiero co wchodzącego w wiek dojrzewania, propozycja taka jest nie odrzucenia. Tym bardziej, że panna Catherine Moreland należy do osób o wybujałej wyobraźni. Owa wybujałość rozkwitała podczas samotnych chwil spędzonych na zaczytywaniu się romansami gotyckimi, pełnymi mrocznych tajemnic i intryg, rozgrywających się w budzącej grozę scenerii. Licząc na przeżycie nie mniej ekscytującej i tajemniczej przygody, panna Catherine rusza w drogę. W Bath wypada „bywać” na salonach, w bibliotece, w operze, w teatrze, w pijalni wód i na spacerach. Poznawać nowych ludzi, zawierać przyjaźnie, flirtować i szukać małżonka lub małżonki z posagiem. Cathy z nie mniejszą przyjemnością przyjmuje zaproszenie Generała Tiley'a do Opactwa Northanger. Pobudki działania Generała to już odrębna historia, podtekstu której naiwna Cathy nie jest w stanie się domyśleć. I tak spragnione miłości i romantycznych przygód dziewczę rusza do mrocznego Opactwa...
Co jest lepsze, małżeństwo z miłości bez pieniędzy czy małżeństwo dla pieniędzy bez miłości? W „Opactwie..." jedno i drugie kończy się śmiercią. Pierwszy wariant doprowadzić może do śmierci romantycznej, bo zejście ze świata dokonuje się razem. Drugi wariant zabija duszę. Jak to pięknie określił jeden z bohaterów filmu, pan Henry Tilney: jest to osobliwy rodzaj wampiryzmu.
„Opactwo Northanger" to romansidło w czystej postaci. Filmik dla dojrzewających nastolatek. Urokliwy, ckliwy i słodziutki. Bez przesłania, bez morału, bez celnej puenty. Przewidywalny wręcz od początku do końca. Ot, po prostu do obejrzenia w niedzielne, pochmurne popołudnie.
Jednak mimo całej tej infantylności ogarnęła mnie nostalgia za niesamowitą alchemią prostoty, szczerości, prawdziwej przyjaźni i miłości. Miłości rodzącej się pomału, pełnej nieśmiałych gestów i nie dopowiedzianych słów. Namiętności wyrażonej samym spojrzeniem. Czekaniem i tęsknotą tylko za tą jedną, jedyną osobą.
Czy docenienie takich wartości jak przyjaźń, szacunek i miłość, niestety niemodnych i nie popularnych w XXI wieku, obudzi się w nas tylko po przeczytaniu książki lub obejrzeniu filmu? Oby nie!