Norweskie małżeństwo udziela schronienia żydowskim dzieciom. Sami wychowują dwójkę swoich potomków – Gerdę i Otto. Dzieci wydają się być rozpieszczone. Widać, że nie do końca jest dla nich jasna sytuacja, w której się znajdują. Wojna, która ich zastała przyszła szybko i niespodziewanie. To niewątpliwie kino familijne, wyreżyserowane przez Johanne Helgeland.
Pewnej nocy, wszyscy zostają rozbudzeni głośnym stukotem do drzwi. Rozpoczyna się seria wydarzeń, w której głównymi bohaterami stają się dzieci. Przemierzają one norweskie lasy i bezdroża w poszukiwaniu azylu w wyzwolonej i wolnej od uprzedzeń Szwecji.
Film pokazuje, że w każdym rejonie świata może dojść do wojny, a nienawiść i głupota to cechy, które nią rządzą. Jak na kino o wojnie, a szczególnie o losach dzieci podczas wojny, film jest zbyt mało wzruszający. Ukazuje za to bardzo dobitnie na co wojna skazuje dzieci. Podczas tułaczki, nie wiedzą kogo napotkają na swojej drodze – czy będzie to przyjaciel, a może wróg.
W filmie dzieci po prostu idą, nie do końca wiedząc, co czeka ich u kresu. Jak na swój wiek, są zbyt pewne siebie. Strach nie jest rozpoznawalny na ich twarzach. Podczas wędrówki poznają dzielące ich różnice kulturowe. Szybko zdają sobie sprawę, że nie mają one żadnego znaczenia. Pozorne oddalenie, waśnie, zbliżają ich do siebie. Można by rzec, że wojna to zabawa, jednak jest to tylko obraz przystosowany dla młodego widza.
Strach i emocje, typowe dla wojennych filmów, pojawiają się dopiero w trzydziestej ósmej minucie filmu. Dlaczego więc warto go obejrzeć? Z pewnością trzeba pokazać młodszym widzom, że wojna nie działa się punktowo, a miała szeroki zasięg. W różnych miejscach Europy walki miały różne nasilenie, odmienny przebieg. To bez wątpienia cenna lekcja, szczególnie dla dzieci, które dopiero poznają historię świata. Została poruszona niezwykle ważna kwestia – czyją winą jest wojna.