Któż nie zna komediowej serii o perypetiach fajtłapowatych stróżów prawa? Pełen humoru, absurdalnych pomysłów i barwnych postaci cykl jest jednym z najzabawniejszych w historii kina. Część pierwsza „Akademii Policyjnej” powstała w 1984 roku i do dziś oglądanie jej kolejny raz stanowi wielką frajdę.
Nowo mianowana pani burmistrz znosi wszelkie wymagania stawiane kandydatom starającym się o wstąpienie do Akademii Policyjnej. Rozporządzenie to powoduje napływ przypadkowych kadetów, którzy nigdy nie powinni byli przekroczyć progów szkoły. Zbulwersowana kadra instruktorska postanawia zrobić wszystko, by zniechęcić uczniów do zawodu policjanta. Jednak ci nie poddają się bez walki…
W moim odczuciu „Akademia Policyjna” stanowi synonim komedii. Od początku do końca śmiechu jest tu co niemiara, a świat niesfornych kadetów wciąga widza bez reszty. Owszem, nie jest to z pewnością rozrywka na wysokim, intelektualnym poziomie, jednak jeśli komuś nie sprawia problemów wyłączenie na półtorej godziny szarych komórek, wówczas czeka go doskonała zabawa.
W filmie Hugh Wilsona na szczególną uwagę zasługują perfekcyjnie skonstruowane postacie. Każdy z bohaterów jest inny, charakterystyczny, widz wie, jakiego zachowania może się po poszczególnych osobach spodziewać (co absolutnie nie jest zarzutem!). Wśród odtwórców głównych ról wybijają się zwłaszcza G.W. Bailey (porucznik Harris) oraz George Gaynes (komendant Lassard). Można śmiało stwierdzić, że bez nich „Akademia Policyjna” byłaby filmem nie tylko słabszym, ale także uboższym. Aktorzy ci rewelacyjnie grają twarzą - pierwszy z nich doskonale oddaje pogardę, drugi szczere zdziwienie. W licznych ujęciach wystarczy tylko na nich spojrzeć, by wybuchnąć śmiechem. Bez wątpienia więc Bailey i Gaynes są najjaśniejszymi punktami obsady "Akademii Policyjnej" i choćby tylko dla tej dwójki warto obejrzeć film Wilsona.
Fabuła „Akademii Policyjnej” jest absurdalna, zresztą jak cały film. W tym jednak tkwi cały urok obrazu Hugh Wilsona, gdyż serwowane wygłupy ogląda się z ogromną przyjemnością. Co więcej, ogląda się to po raz n-ty i zapewne parę razy jeszcze się obejrzy. Bo jest to istotnie przednia zabawa.
PS. Filmosferowe określenie oceny 6/6 – arcydzieło – wydaje się być mało adekwatne do takiego filmu jak „Akademia Policyjna”. Jednak oceniając produkcję w ramach gatunku (jak zawsze zresztą) uważam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.