Kto z nas nie marzył, choćby przez chwilę, o tym, jak pięknie byłoby żyć wiecznie. Dar nieśmiertelności kusi od wieków, lecz wciąż pozostaje marzeniem nieosiągniętym. Lee Toland Krieger w swoim najnowszym filmie „Wiek Adaline” podejmuje próbę przedstawienia losów osoby, której przyszło żyć wiecznie. Jak pokazuje historia tytułowej bohaterki to niedoścignione marzenie, szybko przeradza się w koszmar.
Urodzona na początku XX wieku piękna Adaline jako dwudziestolatka ulega wypadkowi, na skutek którego przestaje się starzeć. To, co wydaje się spełnieniem marzeń o nieśmiertelności, z czasem przynosi dramatyczne konsekwencje. Adaline musi się ukrywać przed władzami, które chcą poddać ją eksperymentom. Wciąż podróżując, zmieniając tożsamość, traci kontakt z najbliższymi, którzy starzeją się na jej oczach. Ta pełna przygód i dramatycznych wydarzeń podróż przez życie Adaline trwa przez niemal cały XX wiek.
Krieger bardzo szybko zaznacza, że życie wieczne nie należy do najszczęśliwszych. Choć główna bohaterka ma okazję przeżywać kolejne dekady, ma możliwość obserwowania zmian społecznych, światopoglądowych, przez cały okres trwania swojej podróży jest szalenie samotna. Jaką radość można czerpać z życia, gdy nie można podzielić się tym wszystkim ze swoimi najbliższymi? Adaline wciąż zmienia miejsce zamieszkania, a każda kolejna przyjaźń/miłość musi skończyć się prędzej czy później, nie dlatego, że tak chce los, lecz dlatego, że Adaline dźwiga na swych barkach sekret, którego nie może wyjawić. Jednak wbrew poruszanej tematyce „Wiek Adaline” nie ma w sobie nic moralizatorskiego.
Najnowszy film Kriegera to przede wszystkim baśniowa opowieść o dwójce ludzi, którzy muszą stawić czoła przeciwnościom losu, aby móc być razem. Niby nic nowego, a jednak produkcja broni się w kategorii swojej bajkowości. Historia Adaline raczej nie zmieni życia, ale choć na moment oderwie od szarej rzeczywistości. A przy okazji zagwarantuje niezwykłą podróż przez najbardziej kolorowe dekady, jakie ten świat widział. Od lat 20. XX wieku aż do współczesności. Pod tym względem "Wiek Adaline" to cudowna podróż do przeszłości, która pozwala zobaczyć rzeczywistość, która dawno odeszła.
Na szczególną uwagę zasługuje również główna rola w wykonaniu Blake Lively. Aktorka najbardziej znana jest z serialu dla młodzieży „Plotkara”, w końcu miała okazję pokazać się od nieco innej strony. Choć jej kunszt wciąż pozostawia wiele do życzenia, warto docenić jej starania. Lively to młoda aktorka, która wciąż się uczy. W każdej scenie widać to na ekranie, lecz zauważyć można również pokorę aktorki, która dopiero stawia pierwsze kroki w wielkim świecie Hollywood. Lively mogłaby osiąść na laurach, opierając swoją karierę przede wszystkim na kultowym (przynajmniej w niektórych fandomach) serialu. Mimo to stara się cały czas rozwijać, choć powierzanie jej głównej roli, było dość ryzykownym posunięciem. Kamera lubi Lively, a ona przed nią czuje się dobrze, lecz według mnie, za wcześnie otrzymała tak ważną rolę w filmie. Presja tytułowej roli przerosła młodą gwiazdkę. Miejmy jednak nadzieję, że z każdym kolejnym filmem będzie tylko lepiej.
„Wiek Adaline” to dobry romans, który przenosi w bajkowy świat, pozwalając na moment zapomnieć o trudach dnia codziennego. Nie jest to kino wymagające, po którym zmienia się życie. Reżyser zaznacza jednak, że to, czego czasem tak bardzo pragniemy, nie zawsze jest tym, co wyjdzie nam na dobre.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.