„Blair Witch Project” zawdzięcza swój sukces kryjącej się za filmem tajemnicy, sprytnie manipulującej widownią. A nie od dziś wiadomo, że tajemnice niezawodnie budzą emocje. Do tego przeprowadzona w amerykańskich mediach promocja filmu uwiarygadniała go tworząc z niego obraz czysto dokumentalny. Jednak reklama „Blair Witch Project” to osobny temat, który możemy pominąć, by skupić się na samym filmie i jego tajemnicy.
Scenariusz i realizacja są genialnie proste. Jedno i drugie sprawia wrażenie, jakby każdy mając do dyspozycji sprzęt filmowy, przy odrobinie dobrej woli mógł nakręcić podobny „projekt”. Troje studentów szkoły filmowej wyrusza z kamerami do lasu niedaleko Burkittysville, dawniej zwanego Blair, by nakręcić film dokumentalny o legendarnej wiedźmie przed laty grasującej w okolicy. Wcześniej przeprowadzają wywiady z okolicznymi mieszkańcami. Niektórzy z nich uważają, że las jest nawiedzony, kilkoro było świadkami dziwnych wydarzeń, inni są sceptykami. Młodzi filmowcy po wejściu do lasu niemal natychmiast gubią drogę i przez następne dni kręcą się w kółko, w poszukiwaniu zaznaczonego na mapie szlaku. Pojawiają się niewytłumaczalne znaki, jakby ktoś oprócz nich był na tym odludziu, obserwował, chodził za nimi krok w krok. Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie dzieje się nic takiego, co można by uznać za zwiastun jakiekolwiek zagrożenia, poza tym że rano znajdują przed namiotem kupki kamieni, jakby usypane ludzką ręką, a po drodze natykają się na wiązki gałązek niewiadomego pochodzenia. Stopniowo narasta trwoga. Ogrania ich irracjonalny, pierwotny lęk. Lęk przed nieznanym, niewidzialnym, ale zostawiającym tropy, a więc obecnym. Wpadają w panikę. Krzyk przerażenia i porzucona na ziemi kamera - to są ostatnie ujęcia zapisane na taśmie, którą poźniej odnaleziono. Natomiast po studentach ginie wszelki ślad.
Nie jest to typowy horror. Brak w nim scen budzących strach. Dreszcze wywołuje natomiast wędrówka przez tajemniczy las, podczas której więcej się domyślamy, niż wiemy. Obserwujemy raczej reakcję na wydarzenia, narastające emocje, panikę. Te elementy budują przejmującą, niemal mistyczną atmosferę filmu. Podobny pomysł był wykorzystany w „Pikniku pod wiszącą skałą”, gdzie znika wycieczka uczennic z pensjonatu dla dziewcząt, łącznie z nauczycielkami. Wraca tylko jedna osoba, która nie potrafi odpowiedzieć na żadne pytanie. W "Blair Witch Project" również nie dowiemy się, co się stało z tą trójka zagubionych w lesie, czy spotkali się z wiedźmą, czy stracili zmysły.
Praca kamer jest tutaj stylizowana na amatorskie zdjęcia, kręcone z ręki bez stabilizatora. Montaż jest surowy i oszczędny. Brak tu również muzycznej ścieżki dźwiękowej, co jest kolejnym znakiem odróżniającym ten film od innych, typowych produkcji. Dźwięku jest tylko tyle, co nagrane na planie. Tak potraktowany temat sprawia, że obraz ma smak autentycznego dokumentu.
Opowieść o wiedźmie z Blair warto obejrzeć samemu i polecić każdemu wyrobionemu kinematograficznie widzowi, poszukującemu nowych wrażeń i rozwiązań.