Kiedy pierwszy raz zobaczyłam zwiastun do filmu „Labirynt” pomyślałam, że to może być dobra produkcja – znakomita obsada, ciekawy, choć znany motyw i dramat człowieka, który w końcu wcale nie okazuje się taki bezbronny. Zostałam kupiona, aczkolwiek zdawałam sobie sprawę z tego, że to, co przedstawia się w zapowiedzi, niekoniecznie oddaje prawdziwą atmosferę filmu. Cóż, do odważnych świat należy, prawda? Zdecydowałam zapoznać się z produkcją i… nie żałuję.
W małym miasteczku dochodzi do tragedii – zostają porwane dwie sześcioletnie dziewczynki. Policja znajduje podejrzanego, jednak nie udaje im się zlokalizować dzieci. Keller Dover, ojciec jednej z uprowadzonych, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Kiedy okazuje się, że podejrzany o porwanie zostaje uwolniony, bohater nie waha się przed zastosowaniem ostatecznych środków.
Mimo że pomysł na fabułę nie jest niczym innowacyjnym, film okazuje się bardzo dobrą produkcją, która wciąga i zaskakuje. Prawie trzygodzinne dzieło może nużyć, jednak w tym przypadku tak się nie dzieje. Emocje są stopniowane, bohaterowie powoli, ale konsekwentnie podążają do momentu kulminacyjnego filmu. Ani przez chwilę nie miałam wrażenia naciągania historii, tworzenia z niej surrealistycznej wizji, która nijak ma się do rzeczywistości.
Dramat ojca podejmującego drastyczne kroki, byle tylko odnaleźć swoją córkę, daje do myślenia. Zapewne większość widzów zastanawiała się nad kwestią dobrych i złych wyborów oraz „co ja bym zrobił na miejscu bohatera”. Ocenianie postępowania protagonisty jest trudne – w tym filmie nie ma rozgraniczenia na czarne i białe. Wiadomo tylko, że osoba odpowiedzialna za porwanie należy do kategorii złych.
Bezradność to jeden z najgorszych stanów, w jakich może się znaleźć człowiek. I właśnie to zostaje pokazane w tym filmie, ale tylko przez moment, po chwili człowiek strapiony i pokonany zamienia się w prawdziwą bestię.
Bardzo duże brawa należą się protagonistom filmu – Hugh Jackmanowi oraz Jake’owi Gyllenhaalowi, którzy z mistrzowską precyzją wcielili się w grane przez siebie role. Pierwszy to ojciec porwanej dziewczynki, a drugi detektyw zajmujący się rozwiązaniem sprawy. I muszę przyznać, że rola stróża prawa, który w pewnym momencie również przechodzi przemianę, jest jedną z najlepszych kreacji w życiorysie aktora. Nie można nie wspomnieć o Paulu Dano. Aktor, który wcześniej był przeze mnie kompletnie niedostrzegany w innych produkcjach, w tej pokazał, że potrafi grać. I nie musiał mieć długich i skomplikowanych dialogów, wystarczy gra twarzą.
Tym, co najbardziej cenię sobie w filmach tego typu jest nieoczekiwane zakończenie oraz zaskakujące zwroty akcji. Kiedy po kilku scenach domyślam się kto jest mordercą oraz o co chodzi w całym filmie, tracę radość z oglądania produkcji. Tutaj nie doświadczyłam zawodu, wręcz przeciwnie – wiele razy zostałam zaskoczona rozwojem sytuacji.
„Labirynt” to bardzo dobra produkcja. Nie mam jej nic do zarzucenia, a to nie zdarza się często. Nawet czas trwania, pomimo moich wielkich obaw, nie okazał się złym posunięciem twórców. Jako kinomaniak życzę sobie więcej tak dobrych i wciągających produkcji.