Marilyn Monroe latem 1956 roku była najsłynniejszą kobietą świata. O tym, że niewiele się w tym temacie zmieniło świadczy choćby to, że właśnie powstał kolejny film o jej fenomenie.
„Mój tydzień z Marilyn” opisuje tydzień z życia Marilyn Monroe widziany z perspektywy Colina Clarka, trzeciego asystenta reżysera, który miał okazję współpracować z Marilyn, a właściwie z Normą Mortenson, na planie filmu „Książę i aktoreczka”. Scenariusz do filmu powstał na podstawie dwóch książek Clarka: „The Prince, The Showgirl and Me” i „My Week with Marilyn”. Autor opisuje w nich nie tylko gwiazdę, osobę trudną we współpracy, wiecznie spóźnioną i lekceważącą współpracowników, ale także zagubioną dziewczynę, przytłoczoną oczekiwaniami innych, jak i własnymi. Pikanterii dodaje zasugerowana dość wyraźnie zażyłość łącząca Colina i Marilyn. Na ten temat wypowiedział się najtrafniej scenarzysta pracujący przy filmie, Adrian Hodges: „Nie sprawdzaliśmy czy opowieść Colina jest prawdziwa. Przedstawiamy jego relację. To jest ten magiczny aspekt całej historii”. Tej magii nie byłoby jednak bez odtwórczyni głównej roli - Michelle Williams.
Aktorka, nominowana do Oscara (który nie gwarantuje już notabene poziomu arcydzieła, a tylko dobrego rzemiosła), w filmie błyszczy. Komentarze zarzucające jej niedokładne odwzorowanie oryginału, objawiające się według komentujących centymetrem więcej w talii, wydają się w tym przypadku (jak i w każdym innym, gdy mowa o filmie w jakiejś mierze biograficznym) delikatnie mówiąc, nie na miejscu. Ikony, o których powstają filmy, są niezastąpione i nie dają się naśladować z taką łatwością, jak Doda w programie Szymona Majewskiego. Dlatego są ikonami. Michelle Williams jest przekonująca w tej roli, nie z powodu swojego podobieństwa, bądź jego braku do Marilyn Monroe, ale dlatego, że jest dobrą aktorką. Udowodniła to już zresztą w „Tajemnicy Brokeback Mountain”, „Blue Valentine” czy „Dróżniku”. Williams hipnotyzuje i uwodzi widza, bawi się nim. Taka właśnie jest Marilyn w jej wykonaniu, bawi się ludźmi jak zabawkami, gdyż w rzeczywistości jest tylko dużym, uroczym dzieckiem. Film opowiada także o problemach gwiazdy z nadużywaniem alkoholu i leków, choć ten wątek jest tutaj akurat spłycony do poziomu rzeki Pisy przy ujściu do Narwi.
Film „Mój tydzień z Marilyn” nie jest gruntowną analizą postaci, więc jeśli tego oczekujemy możemy być nieco zawiedzeni. To kino lekkie i przyjemne, okraszone świetnym aktorstwem.