Już trzy razy mieliśmy okazję oglądać na kinowych ekranach zmagania grupy ludzi, którzy w swojej naiwności myśleli, że mogą oszukać śmierć. Razem z kostuchą delektowaliśmy się krwawym żniwem, jakie zbierała wśród „szczęśliwców”, którym jakimś cudem udało się raz wymknąć z jej szponów. Za sprawą filmu Davida R. Ellisa kolejni śmiałkowie dostali szansę, by oszukać przeznaczenie. Czy tym razem się udało?
Czwarta, trójwymiarowa część serii rozpoczyna się, tu zaskoczenie, od wizji młodego chłopaka, w której widzi on śmierć dziesiątek ludzi podczas wyścigów samochodowych. Na skutek jego zachowania część ludzi opuszcza stadion, na którym po chwili dochodzi do tragedii. Radość cudownie ocalonych nie trwa jednak długo, gdyż wkurzona kostucha, której znów ktoś namieszał na liście śmierci, szybko upomina się o swoje...
„Oszukać przeznaczenie” to zdecydowanie specyficzna seria, gdyż jako widzowie wcale nie kibicujemy głównym bohaterom, którzy nieudolnie próbują uniknąć śmierci. Wręcz przeciwnie, z niecierpliwością wyczekujemy na pomysłowy koniec, jaki przeznaczenie zgotuje swoim ofiarom. Pierwsza część była pod tym względem naprawdę znakomita - śmierć raz przychodziła szybko i niespodziewanie, innym razem powolutku, wymyślnie, ale jednocześnie realnie eliminując kolejne osoby ze swojej listy. Dwójka, z umiarkowaną pomyślnością próbowała kontynuować pomysłowość oryginału, w trójce seria dostała ewidentnej zadyszki. Aby uniknąć błędów poprzednika, twórcy „Oszukać przeznaczenie 4 - 3D” postanowili podejść do tematu z jajem. Jajem podanym oczywiście z dużą ilością mięsa, flaków i hektolitrami krwi. Mimo brutalności kolejne zejścia bohaterów są jednak na tyle nierealne, że ciężko brać je na poważnie. W normalnym przypadku oznaczałoby to śmierć dla serii, ale Ellisowi pozostało w rękach oręże w postaci technologii 3D. Ćwiartowanie, mielenie i dziurawienie prezentuje się po prostu o wiele lepiej w trójwymiarze niż w standardowym 2D.
O jedno można mieć jednak do Ellisa pretensje, bo choć tematem przewodnim całej serii są zgony bohaterów, czasami miło było pooglądać w poprzednich częściach przerywniki w postaci zalążków fabuły. W czwartej odsłonie nie ma jej prawie wcale, a śmierci najwyraźniej gdzieś się spieszy, bo wszystkie swoje ofiary zabija w jakieś 80 minut. Szybko, ale może to właśnie ta granica, powyżej której zaczęlibyśmy sobie zdawać sprawę z tego, że choć to zabawa, to jednak z części na część coraz głupsza.
Trójwymiar, choć efektowny i dostarcza dobrej zabawy, nie tchnął nowego życia w opowieść o oszukiwaniu przeznaczenia. Najnowsza jej część jest lepsza od swojej poprzedniczki, ale do dobrych dwóch pierwszych rozdziałów dużo jej brakuje. Mimo tego jestem pewien, że całkiem sporo osób, jeszcze długo po obejrzeniu filmu, będzie miało stracha przed tak pospolitymi zajęciami jak wizyta u fryzjera tudzież kąpiel na basenie. Śmierć czai się przecież wszędzie.
I jeszcze taka mała sugestia na koniec - uważajcie na ten przeklęty śrubokręt, naprawdę może zaboleć!