Dan Burns (Steve Carell) jest wdowcem, jego życie kręci się wokół wychowywania trzech córek oraz pracy w lokalnej gazecie, w której publikuje porady adresowane do samotnych rodziców. Pewnego dnia poznaje w księgarni Marie (Juliette Binoche). Dan zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Wszystko się komplikuje, gdy poznana piękność okazuje się dziewczyną jego brata, Mitcha.
Spodziewałem się, że ta banalna historia, podparta żałośnie przetłumaczonym tytułem filmu, skaże mnie na konieczność oglądania kolejnej, przeciętnej komedii romantycznej. Rzeczywiście, początek „Ja cię kocham, a ty z nim” nie jest obiecujący, ale rewelacyjna scena, w której Mitch przedstawia Danowi Marie, zadecydowała, że od razu polubiłem ten film. Wachlarz emocji, jaki pojawił się na twarzy głównego bohatera, począwszy od zaskoczenia, przez irytację, po rozgoryczenie, został przez Carella (znanego między innymi z filmu „Evan Wszechmogący”) pokazany w sposób mistrzowski. W finale tej sceny Dan stoi na środku pokoju jak zbity, bezpański pies. Kontrastuje to niesamowicie z jego euforią i podnieceniem sprzed kilku minut, kiedy wyznał swoim braciom, że poznał czarującą kobietę. Począwszy od tego ujęcia, film nabiera rozpędu, a Carell pokazuje swój cały aktorski kunszt. Jego ruchy, sposób chodzenia, mimika twarzy, spojrzenia, niedopowiedzenia, śmiech, sprawiają, że jego postać nabrała szczególnego kolorytu, na przykład w megazabawnej scenie pod prysznicem. Dan wzbudza sympatię widzów dlatego, że gdy wreszcie ponownie się zakochuje, odkrywa, że przedtem miał mocny kręgosłup moralny, a teraz z powodu miłości musi popełniać całą serię wykroczeń. Jest przy tym nieudacznikiem, pechowcem, cynikiem i zazdrośnikiem. Tak jakby chciał udowodnić, że miłość czyni każdego słabym.
Dan i Marie desperacko próbują nie zakochać się w sobie, ale im bardziej się starają, tym gorzej im to wychodzi. Choć Marie spędza z Mitchem mnóstwo czasu, szybko dociera do niej, że z ogromną siłą pociąga ją Dan. Juliette Binoche zagrała bardzo przekonująco, na przykład w cenie zerwania z Mitchem, dzięki czemu wniosła do swojej roli nutę dramatyzmu. Marie bardzo umiejętnie wykorzystywała swoje wdzięki, aby rozkochać w sobie Dana, między innymi podczas zajęć z aerobiku. Dawno już nie widziałem Binoche na ekranie tak seksownej i pociągającej.
Twórcom tego filmu udało się w poruszający sposób połączyć błyskotliwy humor, cięte riposty z prawdziwymi, gorącymi emocjami. Stworzyli bohaterów ironicznych, zabawnych i bardzo wrażliwych. „Ja cię kocham, a ty z nim” tym się różni od innych komedii romantycznych, że widzowie mogą z łatwością utożsamić się z jego bohaterami, ponieważ ten film, opowiadający o zwykłych ludziach, jest do bólu realistyczny. Wyreżyserował go Peter Hedges, twórca takich filmów jak: „Był sobie chłopiec” i „Co gryzie Gilberta Grape’a?”. „Ja cię kocham, a ty z nim” jest zrealizowany w klimacie podobnym do wyżej wymienionych arcydzieł . Na pewno z przyjemnością obejrzą ten fani filmów takich jak choćby „Bezsenność w Seattle” i „Masz wiadomość” czy miłośnicy seriali w rodzaju „Przystanek Alaska” oraz „Uwaga faceci”.
Oczywiście nie należy zapominać, że dla wielu kinomaniaków ten obraz pozostanie jedynie sprawnie nakręconą komedią, podczas oglądania której ma się zrobić sympatycznie i miło na duszy. Jednak mimo wszystkich zalet, przesłanie tego filmu jest trochę cukierkowe: nie zamykaj drzwi przed miłością (tak śpiewał Dan do Marie), bo i tak do ciebie przyjdzie. A to, z kim akurat jesteś związana, z moim bratem, z kolegą czy wujkiem, nie ma większego znaczenia, bo i tak będziesz ze mną, a tamci zatańczą na naszym ślubie.