Ostatnia odsłona „Niezgodnej” nie była tak bardzo oczekiwana, jak zakończenie „Igrzysk śmierci”. Przynajmniej takie mam wrażenie. Osobiście, po zapoznaniu się z książkowym pierwowzorem autorstwa Veroniki Roth, miałam świadomość, że „Wierna” w ciekawy sposób zamyka całość i byłam niezmiernie ciekawa, jak finał „Niezgodnej” zaprezentuje się na ekranie.
Tris, Cztery i reszta ich „drużyny” przekraczają mur. Poza Chicago ziemia jest jałowa, padają kwaśne deszcze, a życie zdaje się być dokumentnie zniszczone. Pierwotna euforia przeradza się w zwątpienie, ale do czasu, bo otóż niebiosa (pole siłowe plus hologram) się otwierają i bohaterów przygarnia spora garstka ludu. Jak się później okazuje, są to pracownicy korporacji mieszącej w genach w celu przywrócenia człowieka z całym jego inwentarzem. Okazuje się, że to właśnie Tris jest odpowiedzią, na wszystkie nurtujące ludzkość pytania, bo okazuje się, że niegodna, znaczy czysta genetycznie. Jak potoczą się dalsze losy Tris i jej nie do końca pożądanych przyjaciół?
Podobno twórcy jeszcze długo przed premierą zapowiedzieli, że „Wierna”, o paradoksie, nie będzie wierna książkowemu oryginałowi. I wszystko byłoby dobrze, gdyby zamiast lekko martyrologicznego motywu zastosowanego przez Roth, wrzucili do filmu jakieś wielkie BUM. Nic się jednak takiego nie stało. „Wierna” jest za to wtórna, bez niespodzianek. Nacisk położono na bohaterów i ich niezłomność w dążeniu do celu, ale takie podejście do tematu wałkowane o „Niezgodnej”, może widzowi wyjść bokiem. I tak też jest w moim przypadku. „Wierna” zupełnie mnie nie zachwyca swoimi fabularnymi rozwiązaniami, a odstępstwa od książkowego finału wręcz mnie razi, tym bardziej że miast dramatycznego zakończenia mamy sztampowy, hollywoodzki happy-end. Tak słodko, że aż mdli!
Kuleją też trochę efekty specjalne. Niby nie jest źle, ale ma się wrażenie, że „Wierna” to nie obraz z 2016 roku, ale co najmniej sprzed kilku ładnych lat. I nie byłoby to zbyt dużym zarzutem, gdyby nadrabiała tu fabuła, czy klimat obrazu. Tu właśnie tego brakuje i te niekoniecznie pełne fajerwerków efekty specjalne bardziej rzucają się w oczy.
Aktorsko jest przeciętnie, ale nie ukrywam, że nie najgorzej patrzy się na młodych-gniewnych, próbujących uratować swój świat. Niemniej jednak duet ShaileneWoodley-Theo James jest trochę nierzeczywisty. Trudno dostrzec targające młodymi ludźmi emocje, które winny w nich aż buzować. Brak mi tu zwykłego człowieczeństwa, co wpływa na obojętność żywioną do głównych bohaterów. Nie wiem tylko w jakim stopniu wynika to z gry aktorskiej, a w jakiej mierze z materiału, nad którym Woodley i James musieli pracować. Świetnie za to prezentuje się Miles Teller, do którego czuję sympatię od pierwszej odsłony „Niezgodnej”.
„Wierna” nie jest tak dobra, jak finał „Igrzysk Śmierci”, a i one nie są arcydziełem kina młodzieżowego. Niemniej jednak nie jest to film zły. Ostatnia odsłona „Niezgodnej” plasuje się gdzieś w połowie stawki, będąc mocnym średniakiem. Niestety średniakiem, który ani nie utkwi nam w pamięci, ani nie skłoni do przemyśleń...
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.