Według mnie „Perl Harbor” to jeden z najlepszych filmów ostatnich lat, a już na pewno jeden z moich ulubionych. Trzeba przyznać, że to również świetna produkcja na koncie reżysera i producenta, Michaela Baya („Armageddon”, „Transformers”, „Bad Boys”). Oglądałam ten film kilkanaście razy i za każdym kolejnym przeżywałam całą historię na nowo, nie nudząc się przy tym ani razu. A jest to niewątpliwie piękna opowieść, gdzie na tle obrazu wojny, dwoje, a nawet troje ludzi przeżywa nieszczęśliwą miłość.
Jest rok 1941. Dwaj przyjaciele z dzieciństwa, Rafe (Ben Affleck) i Danny (Josh Hartnett), postanawiają zaciągnąć się do wojska i zostać pilotami. Rafe jest człowiekiem silnym i odważnym, gotowym w każdej chwili stawić czoła Niemcom. Natomiast Danny za sprawą swojego ojca (weterana I wojny światowej) jest nieśmiały oraz skryty. Niebawem oboje zostają wykwalifikowanymi i znakomitymi pilotami, ale miłość do tej samej kobiety wystawia ich przyjaźń na wielką próbę. Dnia 7 grudnia 1941 roku baza Pearl Harbor zostaje zbombardowana przez japońskie samoloty. Przyjaciele muszą odstawić na bok własny konflikt oraz zacząć współpracować, aby ocalić port – mimo to straty są niewyobrażalne. Po tragedii, która miała miejsce w bazie Rafe i Danny zostali poproszeni o udział w tajnej, samobójczej misji, której celem jest zbombardowanie serca Japonii - Tokio.
W pierwszej chwili można sądzić, że wątek miłosny jest wyjęty wprost z brazylijskiej telenoweli, ale tak nie jest w żadnym wypadku. To piękna miłosna historia, z tragedią w tle, jaką są wydarzenia z II wojny światowej. Mimo że produkcja trwa ponad trzy godziny, to ogląda się ją z zainteresowaniem i pasją. Jednak ten film to nie tylko wspaniała fabuła, ale również znakomite efekty specjalne oraz cała oprawa wizualna i dźwiękowa. Największy zachwyt wzbudzają powietrzne pojedynki. Znakomitym dopełnieniem tego obrazu jest muzyka skomponowana przez Hansa Zimmera, która cały czas jest obecna. Warto również wspomnieć o obsadzie, w której znalazła się ówczesna śmietanka hollywoodzkiego kina: Ben Affleck, Josh Hartnett, Kate Beckinsale, Jon Voight, Cuba Gooding Jr. oraz Alec Baldwin. Moim zdaniem cała ekipa świetnie odegrała powierzone jej role.
Uważam, że film jest znakomity pod każdym względem. I nie chodzi mi o to, że grają w nim przystojni aktorzy. Jest to bowiem niezwykła historia ze wspaniałą obsadą, świetną muzyką i znakomitymi efektami specjalnymi. „Pearl Harbor” polecam każdemu, nie tylko miłośnikom nieszczęśliwych historii miłosnych, ale również pasjonatom historii.