Przeglądając doniesienia o tegorocznych nominacjach do Oscarów zdziwiłam się nieobecnością filmu ''American Gangster'' w najważniejszych kategoriach. Wydawać by się się bowiem mogło, że jest to oscarowy pewniak. Wszystkie elementy historii o amerykańskim gangsterze i ścigającym go stróżu prawa dobrane zostały po mistrzowsku; jednak filmowi zabrakło tego czegoś, nieuchwytnego składnika, który uczyniłby zeń dzieło wybitne.
''American Gangster'' to opowieść o przedsiębiorczym człowieku wychowanym na ulicach Harlemu, Franku Lucasie, który przejmuje schedę po swoim szefie i staje się narkotykowym królem. Przemycając heroinę w trumnach żołnierzy z Wietnamu(!) awansuje na bossa świata przestępczego. Podobnie jak w ''Ojcu chrzestnym'' postać złoczyńcy jest wielowymiarowa i znakomicie skonstruowana. Lucas potrafi strzelić człowiekowi w twarz na środku ulicy; z drugiej strony przedkłada wartości rodzinne nad wszystko inne, jest kochającym synem, bratem, wujkiem, mężem. Trudno momentami nie czuć do niego sympatii. Równolegle obserwujemy historię policjanta Richiego Robertsa, skierowanego do zbadania sprawy Lucasa. Richie jest jednym z nielicznych w mieście nieskorumpowanych policjantów; nie jest jednak typowym krystalicznym bohaterem. W życiu osobistym poniósł całkowitą klęskę, rozwodzi się ze zdradzaną żoną, los syna niewiele go obchodzi, a przez jego łóżko przewija się kilka panienek tygodniowo. Frank i Richie stoją po dwóch stronach barykady, a jednak gdy się w końcu spotykają okazuje się że mają ze sobą wiele wspólnego.
Zderzenie postaci gangstera i policjanta jest motorem filmu, nic dziwnego więc że do głównych ról zaangażowano aktorów wybitnych – Denzela Washingtona i Russella Crowe. Obojgu nie sposób odmówić talentu. Nie wiem tylko, jak to się stało, że żaden nie wypada w swojej roli przekonująco. Ogromny potencjał drzemał w obu tych postaciach, a jednak wynik pracy duetu Washington – Crowe jest zaledwie przeciętny.
Inaczej sprawa ma się z innymi składnikami filmu – Ridley Scott po raz kolejny udowodnił swoją wielkość. ''American Gangster'' jest wyreżyserowany po mistrzowsku. Początkowo można odnieść wrażenie pewnego chaosu, ale gdy tylko widz przywyknie do szybkich przeskoków narracji jest w stanie dostrzec kunszt mechanizmu fabuły. Błyskotliwy scenariusz, doskonała reżyseria, ciekawa, oparta na faktach historia okraszona rewelacyjną muzyką Marca Streitenfelda - wszystko to naprawdę robi wrażenie.
Tym bardziej więc dziwi fakt, że ''American Gangster'' nie wciska w fotel. Ogląda się go bez emocji. ''American Gangster'' to po prostu bardzo, bardzo dobry film, solidna i znakomita warsztatowo produkcja. Nie jest to jednak dzieło wybitne. A szkoda.