„Tajemnica Rajskiego Wzgórza” (nie jestem pewien, czy jest to dobrze przetłumaczony na język polski tytuł, obawiam się że nie, ale w obliczu prawdziwego zalewu źle przetłumaczonych tytułów przez polskich dystrybutorów, nie zamierzam tego tematu dogłębnie rozgryzać) jest filmem, który można zakwalifikować do gatunku fantasy, czy jak kto woli filmowej baśni. Dla mnie od zawsze było jasne, że filmy takie tworzone są głównie po to, aby potencjalnego widza w taki baśniowy świat przenieść, żeby mógł oderwać się choć na chwilę od tego szarego, przykrego i trudnego do przeżycia, świata realnego. Czy to się twórcom udało? Z pozycji człowieka dorosłego odpowiem na to pytanie przecząco, nie udało się. Nie jestem do końca pewny jak odpowiedź może wyglądać z pozycji dziecka, ale wypytując o wrażenia po seansie mojego synka, sam miałem wrażenie, że nie był filmem zachwycony.
Przede wszystkim nieciekawa jest sama fabuła. Liczyłem na coś bardziej oryginalnego i wciągającego, na jakiś przebłysk geniuszu scenarzysty czy reżysera. Niestety film pod tym względem nie różni się praktycznie niczym od innych filmów fantasy pojawiających się ostatnimi laty, a które według mojego mniemania nie zasłużyły na to, aby dłużej o nich pamiętać. Innymi słowy, fabuła to najmniej dopracowany i najbardziej irytujący element tej produkcji, denerwujący swoim schematyzmem, prostotą i powielaniem po raz któryś tych samych pomysłów.
Nieco lepiej jest ze zdjęciami czy też efektami specjalnymi, ale proponowałbym zwrócić uwagę szanownego czytelnika na słowo „nieco”. Nie ma tutaj żadnej rewelacji i gdyby ktoś szukał filmu, w którym twórcy chcieliby się pochwalić rewelacyjnymi efektami specjalnymi, ale w wyniku ograniczenia finansowego stać ich było tylko na poprawne efekty, to daleko szukać nie musi. Wystarczy obejrzeć tę właśnie, opisywaną produkcję. Poprawnie można też określić grę aktorów, a wśród nich wyróżniłbym postawę młodziutkiej Dakoty Blue Richards, która nie powinna się tej roli wstydzić.
Ja osobiście oczekuję od tego typu kina czegoś więcej, niż tylko prostej, kolejny raz tak samo opowiadanej historyjki z magią w tle. Według mnie jest to pozycja kierowana wyłącznie do dzieci, które jeszcze nie marudzą i nie wybrzydzają, bo po prostu nie zdążyły się jeszcze dowiedzieć, że kino potrafi nas czasem naprawdę przenieść do magicznego świata.