„Kraina smoków” to ekranizacja bestsellerowej powieści „Smoczy jeździec” pióra Cornelii Funke. Książka była wydana w latach 90. XX wieku.
Film przedstawia historię trójki bohaterów, którzy łączą swoje siły, aby odkryć legendarną Krainę smoków. Jej odnalezienie to jedyna nadzieja dla smoków, które muszą ukrywać się przed ludźmi oraz potworem, który został specjalnie stworzony, aby je zgładzić. Wszystko w rękach srebrnego smoka Lunga, leśnego skrzata i chłopca sieroty. Czy im się uda?
Powszechnie wiadomo, że adaptacje filmowe książek, przeważnie są mocno krytykowane przez fanów jak i krytyków. Czasem zasłużenie, czasem zwyczajnie bezpodstawnie. Niestety „Krainy smoków” nie można nie skrytykować. Jednym słowem to niezbyt udana animacja. Słaby średniak w swojej lidze.
Sama historia, złożona z dobrze znanych klisz jest po prostu mało wyrazista. Nie wzbudza emocji, nie trzyma w napięciu. Świat przedstawiony to istny galimatias. Świat realny, świat magiczny, świat współczesny. Wszystko się przenika. Ta mnogość sprawia, iż nie jesteśmy w stanie zidentyfikować się z tym co, widzimy na ekranie.
Podobnie rzecz się ma z samymi bohaterami. Trójka głównych bohaterów nie ma w sobie tyle charyzmy, żeby kibicować im z szybszym bicia serca. Smok Lung jest mocno przezroczystym bohaterem, denerwuje jego naiwność. Aż trudno uwierzyć, że to on decyduje się na podróż, która ma uratować jego świat. Smoczy jeździec o imieniu Ben jest już na pewno lepiej nakreśloną postacią, ale i tak nie ma w sobie tyle uroku, żeby wybić się na pierwszy plan. Najgorzej wypada Siarczynka, leśny skrzat, bardzo zazdrosny o relację Lunga z Benem. Niby ma być wielce komiczną postacią, niestety żarty z jego udziałem, czy to słowne, czy sytuacyjne, po prostu nie są śmieszne. Siarczynka jest idealnym przykładem na to, co w „Krainie smoków” zgrzyta. Po pierwsze poczucie humoru. Jakby robione na siłę, aby zadowolić i dzieci, i dorosłych. Podjęto nieumiejętną próbę, by „Kraina smoków” bawiła jak na przykład „Shrek”. Po drugie grafika animacji. O boże!, jaka ona jest zła. Niby ma nawiązywać do produkcji studia Dreamworks czy Disneya, jednak jest zwyczajnie kanciasta, toporna i zwyczajnie nieładna. I tutaj znów najlepszym przykładem będzie Siarczynka, niestety najbrzydszy skrzat leśny w historii bajek. By oddać sprawiedliwość, to drugoplanowe postacie są ciekawsze, bardziej kolorowe i śmieszniejsze od głównych bohaterów.
Na plus „Krainy smoków” przemawia samo przesłanie bajki mówiące, że każdy jest w stanie dokonać niestworzonych rzeczy, bohaterskich czynów, gdy tylko pokona swoje słabości, które tak naprawdę mieszkają w naszej głowie. „Kraina smoków” to także opowieść-pean o sile przyjaźni, która potrafi przenosić góry.
„Krainę smoków” polecam tylko zagorzałym fanom „Smoczego jeźdźca”.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.