Znani z filmów krótkometrażowych bracia Charles i Thomas Guard, w swoim debiutanckim obrazie pełnometrażowym prezentują nam remake koreańskiego thrillera psychologicznego „Opowieść o dwóch siostrach”. Oryginał zbierał bardzo dobre recenzje, wydawałoby się więc, że wystarczy dość wierne jego odtworzenie i sukces gotowy. Jak jednak wiadomo w praktyce nie wygląda to tak różowo, a amerykańskie remaki azjatyckich filmów grozy, łagodnie mówiąc, arcydziełami zazwyczaj nie są. „Nieproszeni goście” nie wysuwają się przed szereg, choć kilka pozytywów można w nich dostrzec.
Nastoletnia Anna po dziesięciu miesiącach spędzonych w szpitalu psychiatrycznym wraca do rodzinnego domu. Jej lekarz stwierdza bowiem, że dziewczyna uporała się już z dramatycznymi wydarzeniami sprzed niecałego roku, kiedy to jej chora matka zginęła w pożarze, a zrozpaczona Anna próbowała popełnić samobójstwo. Powrót do położonej w malowniczej scenerii posiadłości okazuje się jednak trudniejszy, niż można się było spodziewać, a to za sprawą powracających wspomnień oraz, przede wszystkim, nowej przyjaciółki ojca. Tak się składa, że zmysłowa Rachel pracowała jako pielęgniarka chorej matki Anny, a po jej śmierci bardzo skutecznie „pocieszała” ojca dziewczyny. Naturalne wydaje się więc, że Anna zaczyna podejrzewać, że tragiczny pożar nie był wypadkiem, a jej przyszła macocha może mieć z nim coś wspólnego. Jej podejrzenia podsyca starsza siostra Alex oraz nawiedzające ją zjawy matki i trojga dzieci. Siostry postanawiają dowiedzieć się, kim naprawdę jest Rachel i czy rzeczywiście przyczyniła się do śmierci ich matki.
Przez jakąś godzinę ogląda się „Nieproszonych gości” bez większych emocji. Guardowie starają się nie ograniczać do jednego gatunku, ze swojego filmu próbując zrobić połączenie dramatu psychologicznego, thrillera i horroru. Robią to jednak w sposób do bólu standardowy, a przez to po prostu nudny i wtórny. Dramatem jest tu tragiczne wydarzenie z przeszłości, śmierć matki i próba pogodzenia się z nią przez obie dziewczyny. Za thriller robi wątek nowej dziewczyny tatusia, która ewidentnie coś ukrywa i nie przepada za dziewczynami. Elementami horroru są natomiast pojawiające się duchy matki, rudej dziewczynki i jej kompanów. Wszystko wałkowane w kinie już dziesiątki razy. Całość ratuje jednak w dużym stopniu zakończenie - choć nazwanie go oryginalnym byłoby sporym nadużyciem, to jednak naprawdę zaskakuje, a co najważniejsze, jest spójne i logiczne. Oglądając film po raz drugi, znając już finał całej historii, znaleźć można wiele scen ewidentnie sugerujących taki, a nie inny obrót spraw, zaskakujące zakończenie czyniąc wręcz oczywistym. I za to twórcom należą się brawa (pytanie tylko, czy twórcom „Nieproszonych gości”, czy raczej „Opowieści o dwóch siostrach”?).
Jeśli chodzi o obsadę, to nie ma za bardzo kogo krytykować, ale też nikt nie zasłużył na specjalne pochwały. Na uwagę zasługuje Emily Browning, znana wcześniej z filmu „Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń”, której, z jednej strony niewinna, z drugiej nieco tajemnicza i intrygująca uroda, czyni ją aktorką idealną do ról emocjonalnych nastolatek. Grająca jej siostrę Arielle Kebbel, przeszkolona w kinie grozy w drugiej części „Klątwy”, ponownie gra drugie skrzypce, przez co jej pole do popisu jest znacznie zawężone. Podobnie zresztą jak Davida Strathairna - aktor, który ma na swoim koncie kilka wielkich ról, powinien w tym towarzystwie dzielić i rządzić, jednak trzymając się scenariusza było to chyba po prostu niemożliwe. Na pierwszy plan obok Browning wysuwa się więc Elizabeth Banks, która jeszcze niedawno jako Miri kręciła porno w filmie Kevina Smitha, a w „Nieproszonych gościach” wcieliła się w czarny charakter. Z marnym jednak skutkiem.
Bracia Guard wybierając sobie na debiut ten typ kina prawdopodobnie świadomie zamknęli się w znanych wszystkim schematach, ktore być może nie gwarantują sukcesu, ale za to stanowią pewnego rodzaju parasol ochronny przed kompletną klapą. Szkoda, bo „Nieproszeni goście” potencjał mieli całkiem spory, wystarczyło trochę odwagi i wiary we własne umiejętności, żeby odbiec nieco od standardów i skupić się na psychologicznym aspekcie całej historii. A tak dostaliśmy jedynie średni thriller psychologiczny, ze zdecydowanym naciskiem na „thriller”, i tylko małą domieszką „psychologicznego”. Niestety.