W oparach alkoholowego upojenia, w rytm nocnego tętna miasta, młodzi imprezowicze szturmem wdzierają się do najmodniejszego miejsca w okolicy. Napoje wyskokowe płyną tu strumieniami, a szum undergroundowych zespołów słyszalny jest jeszcze kilka przecznic dalej. Nikt nie znalazł się tu przypadkowo. To coś więcej niż lokal na przysłowiowego szocika czy pogaduchy przy piwie. Tym właśnie miejscem jest tytułowa Belgica. Felix Van Groeningen zabiera nas tym razem do świata rock’and’rollowego glamouru, gdzie dekadencki przepych spotyka się z naturalistycznym hedonizmem.
Pomysł jest prosty. Dwaj bracia postanawiają stworzyć lokal, jakiego jeszcze świat nie widział. Frank i Jo wydają się być idealnymi kandydatami do prowadzenia własnego biznesu. Starszy to niewyczerpana studnia pomysłów z biznesowym zacięciem, który do nowych wyzwań podchodzi z dziecięcą naiwnością i podekscytowaniem. Motywowany kryzysem wieku średniego, za wszelką cenę, chce zrobić coś spektakularnego i niezapomnianego. Nie stroni od kobiet i używek, a w razie kłopotów, wie komu wręczyć kopertę z łapówką. Młodszy to jego kompletne przeciwieństwo. To twardo stąpający po ziemi realista, który jest w stanie szybko zrewidować narwane pomysły Franka.
Początkowo wydaje się, że bracia odkryli znakomity pomysł na sukces. Rzesze klientów zwiększają się z każdym dniem. Ludzie powoli zatapiają się w odurzającym klimacie klubu. Alternatywna muzyka, wysmakowane wnętrza, morze alkoholu czy zbiorowe orgie sprawiają, że w tym świecie nie tylko można się nieźle bawić, ale również zagubić. Bywając tutaj codziennie, łatwo zapomnieć o bożym świecie i z właściciela stać się klubowiczem, który traci cenną, biznesową perspektywę. Jak się okazuje, nieustanny hedonizm i interesy nie idą ze sobą w parze.
Rytmicznie powtarzające się rozmazane obrazy skumulowanego tłumu na parkiecie, pośpiesznego seksu w toalecie, ledwo słyszalne skrawki wypowiedzi, trafnie oddają realia upojenia alkoholowego. „Belgica” wciąga, choć nie stuprocentowo. Niekończąca się impreza jest intensywna i wręcz namacalna, ale i w pewnym momencie staje się po prostu nużąca.
Największym atutem produkcji zdecydowanie jest muzyka. Nieustanie towarzyszy nam DJ-eski kolektyw Soulwax, który na potrzeby produkcji stworzył wiele muzycznych kawałków. Kilkanaście fikcyjnych zespołów króluje na scenie Belgici, prezentując muzykę od ostrego punk rocka po hipnotyzujące elektro.
W onirycznej wizji można dopatrzyć się dość kliszowej historii o upadku człowieka sukcesu. To opowieść o upajającym sukcesie, ale i równie szybkiej klęsce. Van Groeningen nie ocenia swoich bohaterów, ale pokazuje, jak łatwo można zgubić się we własnych wyobrażeniach rzeczywistości.